Gdyśmy obchodzili uroczyście dzień święta niepodległości dnia
11 listopada, w którym udział wzięli i goście honorowi holenderscy i armii kanadyjskiej
- otrzymałem honorowe obywatelstwo miasta Bredy dla mnie indywidualnie i dla całej dywizji polskiej. Znakiem widomym był medal_plakieta z herbem miasta i odpowiednim napisem, wykonany w brązie z tym, że będzie zastąpiony w przyszłości srebrnym, co też w rok później nastąpiło - w pierwszą rocznicę wyzwolenia miasta.
‘tb
** ** **
‘tp
Kwatera główna dywizji, sztab artylerii dywizyjnej, dowództwo służb
zaopatrywania i odwody dywizyjne kwaterowały w mieście, a oddziały objęły straż nad Mozą na odcinku szerokim do 18 kilometrów, potem rozciągającym się do 50
kilometrów frontu. Szerokość rzeki, pasywne na razie zachowanie się Niemców, prócz kilku punktów newralgicznych i okresów napięcia, zezwoliło na wykonanie zadania obrony Mozy, a raczej dozorowanie jej, częścią tylko sił dywizji.
Umożliwiło to nam miarowe uzupełnienie stanów i intensywne szkolenie.
Dywizja osiągnęła Bredę i rzekę Mozę na ostatnim celowniku swych żywych sił i wysiłku swych maszyn.
Szwadrony pancerne z trudnością utrzymywały się na poziomie trzech plutonów zamiast etatowych pięciu; w piechocie i dragonach liczebność stanu spadła do 50
proc. etatu. Powodem były nie tylko straty w walce w ostatnim okresie, ale duża ilość odchodzących chorych, gdy warunki klimatyczne pogorszyły się. Sprzęt bojowy wymagał częświowo uzupełnienia, częściowo zasadniczych napraw.
Największe braki do pokrycia stanów etatowych wykazywały oddziały piechoty i dragonów. Częściowo pokrywane na „żywo” wprost na polu walki ochotnikami
- Polakami z Francji i Belgii i Polakami jeńcami z armii niemieckiej, wymagały ciągłego dopełniania i wyrównania braku specjalistów różnego rodzaju.
Fakt ostrego kryzysu stanów piechoty wystąpił nie tyliko u nas. Przeżywała go równocześnie w tym samym czasie armia inwazyjna sprzymierzonych, najostrzej może armia kanadyjska. Tylko źródła tego kryzysu były różne. U aliantów wynikły z fałszywego obliczenia, że w wojnie nowoczesnej, ruchomej i szybkiej największe straty będą ponosić oddziały pancerne. I istotnie ponosiły, jeśli chodzi o ilość zniszczonych lub poważnie uszkodzonych czołgów, samochodów pancernych czy samobieżnych dział przeciwpancernych. Ale okazało się, że procentowo na 5
zniszczonych czołgów ginie jedna załoga, tj. plus minus 5 ludzi. Wobec tego przy niedoborze stanów w oddziałach piechoty powstała nadwyżka szkolonych czołgistów, co zmusiło nawet okresowo do przesuwania tego drogo szkolonego elementu ludzkiego do piechoty. Operacja bardzo niezdrowa dla moralu, gdy pancerniaka, skoczka spadochronowego i każdego rodzaju wysokowartościowego specjalistę przesuwa się na zwykłego piechura.
U nas wobec braku wyszkolonych czołgistów, których szkoliła dla nas na uzupełnienie 16 brygada pancerna w Szkocji, ale w ilościach za małych - proceder ten był niemożliwy.
Braki w piechocie trzeba było pokrywać tym co się znalazło w Szkocji - głównie
spośród jeńców Polaków z armii niemieckiej. Braki w pułkach pancernych i przeciwpancernych - z podszkolonych żołnierzy w 16 brygadzie, a gdy to nie wystarczało - z nadających się do przeszkolenia żołnierzy z uzupełnień.
Fakt ten podyktował potrzebę stworzenia w Bredzie i okolicy szkół
pancerno_motorowych, jak też szkół wszelkich specjalności dla piechoty.
Korzystając z biernych miesięcy zimy, które pozwoliły do dozorowania Mozy pociągnąć nawet pułk przeciwlotniczy jako oddział piechoty, przy wielkiej energii i zapale zaangażowanych oficerów - zadanie wyszkolenia w oddziałach pancernych i piechoty zostało w okresie zimowym w zupełności osiągnięte.
Pracę tę w czasie od połowy listopada 1944 do pierwszych dni kwietnia 1945
przerwały tylko okresowo dwa zdarzenia:
ofensywa zimowa niemiecka Rundstedta i aktywność używanych jako piechota spadochroniarzy niemieckich nad Mozą na odcinku Kapelsche Veer.
W przeciwdziałaniu ofensywie Rundstedta polska dywizja pancerna nie brała bezpośredniego udziału. Wobec gromadzenia się nad dolną Mozą armii
|