A ty? - Dwadzieścia pięć. - Czy nie zaczynasz się domyślać, jaki właściwie jesteś? I jakim zostaniesz? Bo ja tak. Na zawsze pozostanę głupią australijską pindą. - Daj spokój! - Powiem ci, co teraz robi Pete. Wiesz, że pisze do mnie tak: W zeszły wtorek przygadałem babkę i urządziliśmy sobie maleńkie wuzzamaru. - Co to znaczy? - To znaczy “ty też możesz się przespać, z kim chcesz”. - Wyjrzała przez okno. - Całą wiosnę przemieszkaliśmy razem. Wiesz, łatwo nam się z sobą dogadać, a kiedy wychodzimy z łóżka czujemy się jak rodzeństwo. - Spojrzała na mnie z ukosa, przez dym. - Nie wiesz, co to znaczy, kiedy dziewczyna budzi się w łóżku faceta, którego poprzedniego dnia o tej porze nie widziała nigdy na oczy. Coś się traci. Nie tylko to, co wszystkie dziewczyny muszą stracić. - Albo zyskuje. - Co my, na Boga, możemy zyskać? Powiedz! - Doświadczenie. Rozkosz. - Czy mówiłam ci już, że uwielbiam twoje usta. - Wiele razy. Zgasiła papierosa i znów usiadła. - Czy wiesz, dlaczego przed chwilą byłam bliska płaczu? Bo wyjdę za niego za mąż. Jak tylko wróci. Wyjdę za niego za mąż. Na nic innego nie zasługuję. Oparła się o ścianę, siedziała w zbyt obszernej koszuli, jak podobny do kobiety chłopaczek ze smutną miną. Wpatrywała się we mnie, wpatrywała w narzutę na łóżku, wpatrywała w nasze milczenie. - Przejdzie ci to. Każdy czasem czuje się nieszczęśliwy. - Kiedy tylko zaczynam myśleć, zaraz czuję się nieszczęśliwa. Kiedy budzę się i widzę, jaka jestem. - Zdarza się to tysiącom dziewczyn. - Nie jestem tysiącami dziewczyn. Jestem mną. - Zdjęła przez głowę koszulę i schowała się w pościeli. - Jak się nazywasz? Chodzi mi o nazwisko. - Urfe, U, R, F, E. - Ja Kelly. Czy twój tata był naprawdę generałem? - Tak. Drwiąco, a zarazem nieśmiało zasalutowała, potem wyciągnęła w moją stronę brunatne ramię. Przysunąłem się do niej. - Nie uważasz mnie za dziwkę? Wtedy, patrząc na nią z tak bliska, miałem jeszcze chyba możność wyboru. Mogłem powiedzieć, co myślę. - Tak, jesteś włóczącą się dziwką, a co gorsza usiłujesz to swoje włóczenie się wykorzystać, żałuję, że nie poszedłem za radą twojej przyszłej szwagierki. - Może gdybym był od niej dalej, gdybym siedział z drugiej strony pokoju, mógł uciec od jej wzroku, potrafiłbym się zdobyć na brutalność. Ale te szare, przenikliwe, niewinne oczy, które prosiły mnie, bym wyznał prawdę, zmusiły mnie do kłamstwa. - Lubię cię. Bardzo cię lubię. - Wróć do łóżka i obejmij mnie. Nic więcej. Tylko obejmij. Wróciłem do łóżka i objąłem ją. I po raz pierwszy to życiu kochałem się z zapłakaną kobietą. W ciągu tej pierwszej soboty płakała jeszcze nie raz. Koło piątej zeszła na dół zobaczyć się z Maggie i wróciła z czerwonymi oczyma. Maggie kazała jej się wynosić. W pół godziny później przyszła na górę współmieszkanka Maggie, Ann, jedna z tych nieszczęsnych dziewczyn, których profil od nosa aż do brody stanowi prostą linię. Maggie wyszła i prosi, aby Alison zabrała swoje rzeczy. Więc poszliśmy po te rzeczy na dół. Uciąłem rozmówkę z Ann. Na swój sposób, choć nie brakowało jej pruderii, okazała Alison więcej sympatii, niż się mogłem spodziewać; Maggie wyraźnie, wręcz demonstracyjnie przymykała oczy na wszystkie wady brata. Przez ariele dni Alison wychodziła z domu tylko nocą ze strachu przed Maggie, która z jakichś nieznanych powodów wydawała jej się znienawidzonym, ale potężnym monolitem australijskich cnót na wypalonej łące dekadencji angielskiej. To ja chodziłem kupić coś do zjedzenia, rozmawialiśmy, spaliśmy, kochaliśmy się, tańczyliśmy i gotowaliśmy o rozmaitych porach dnia i nocy, sous les toits; zwykły czas się nie liczył, był równie odległy, jak ponury londyński świat za oknem. Alison nigdy nie traciła swej kobiecości, nigdy, w przeciwieństwie do większości dziewcząt angielskich, nie zdradziła swej płci. Nie była piękna, często nie była nawet ładna. Ale miała modną chłopięcą sylwetkę, umiała się świetnie, nowocześnie ubrać, umiała się poruszać, toteż całość wyglądała znacznie lepiej niż poszczególne elementy jej powierzchowności. Często siedziałem w aucie i przyglądałem się, jak idzie w moją stronę, zatrzymuje się, przechodzi przez jezdnię; wyglądała cudownie. Ale kiedy była tuż koło mnie, chwilami w jej wyglądzie uderzało mnie coś płytkiego, miała w sobie coś z rozgrymaszonego dziecka. Jednak nawet kiedy była blisko, przeważnie nie mogłem się w jej urodzie połapać. Przez chwilę była brzydka, a potem wystarczył jeden ruch, zmiana wyrazu twarzy i wszelka brzydota wydawała się czymś nie do pomyślenia. Kiedy miała wyjść, malowała sobie oczy, co pasowało do wykrzywionych często w podkówkę ust, nadających jej charakterystyczny wygląd skrzywdzonego dziecka, który sprawiał, że miało się ochotę skrzywdzić ją jeszcze bardziej. Na ulicy, w restauracjach, w pubach nie było mężczyzny, który nie zwróciłby na nią uwagi, i ona o tym dobrze wiedziała. Często obserwowałem, jak mężczyźni wodzą wzrokiem za przechodzącą Alison. Była jedną z tych nielicznych, nawet wśród ładnych niewiast, które rodzą się otoczone zmysłową aurą; w życiu takich kobiet najważniejsze będą zawsze ich stosunki z mężczyznami i to, jak mężczyźni na nie reagują. A mężczyźni, nawet ci najbardziej niemęscy, czują to.
|