- Musi pani być gotowa na spory wysiłek, lady Saro...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Przez większą część następnego miesiąca — czyli od końca września, kiedy ucie- kłyśmy, do końca października — moja pani wahała się...
»
– Proszę mi wierzyć, poruczniku, kiedy zobaczyłem, jaki efekt wywołała ta kaseta na pani Marshall i kiedy sam jej wysłuchałem, próbowałem dowiedzieć...
»
Większość w popłochu odeszła do swoich rodzin, ale ci nieliczni, których jedynym domem była Lipowa Aleja, zostali wierni, by służyć swojej umiłowanej pani...
»
A pani i pan przy świetle małej lampki patrzyli z ogromnym współczuciem na tę bohaterską matkę, która dla ratowania rodziny umiera oto o sześć tysięcy mil od...
»
– Czy pani Leben też zalicza się do grupy, w której jest Gavis? – spytał Julio...
»
– Ty mi nie opowiadaj koncepcji rodem z podręcznika dla uczniów świątynnej szkoły!– Pani...
»
- Pani Xandra będzie tym zafascynowana - powiedziała głu­chym głosem, wiedząc o zainteresowaniu, jakim czarodziejka Shobalar darzyła magiczne przedmioty...
»
Cock a doodle do! My damę has tost her shoe;My naster's lost hisfiddle stick;And they don't know what to do!("Kukuryku! Moja pani zgubiła bucik, mój pan...
»
Jedyny czyn, jaki nie sprawił pani Bogusi żadnej trudności, to ustawienie na stole dodatkowego nakrycia...
»
- Widzi pani, nie wiedziałem, że mój przyjaciel umarł, dopóki wczoraj nie przyjechałem do Folwarku Toynton...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Jestem pewien, że wszyscy dżentelmeni obecni na tej sali będą teraz chcieli z panią zatańczyć.
Sara nie zdążyła się nawet roześmiać, kiedy u jej boku stanął Ross.
- Mikahl, przyszedłem odebrać ci moją kuzynkę.
Kiedy sala znów wypełniła się muzyką, Ross objął ją delikatnie i pociągnął do kolejnego walca, potem zaś spytał z udawaną surowością:
- Saro, ty łobuzie, dlaczego zgodziłaś się zatańczyć z nim, a ze mną nie?
- Po prostu nie pozwolił, bym odmówiła jego zaproszeniu - wyjaśniła. - Potem, kiedy już zaczęłam tańczyć, zrozumiałam, że nie chcę przestać. - Kiedy Ross zręcznie ominął parę, która stanęła im nie­spodziewanie na drodze, Sara kontynuowała: - Przekonał mnie też do jazdy konnej.
Ross gwizdnął cicho, dając w ten sposób wyraz swojemu zdumieniu. Poza Sarą tylko on wiedział, jak wiele bólu i strachu kryło się za tymi słowami.
- Jak tego dokonał?
- Właściwie sama nie wiem - przyznała. - On po prostu sprawia, że niektóre rzeczy... - przez moment szukała odpowiedniej frazy - znów wydają się możliwe.
Przyglądając jej się uważnie, Ross spytał:
- Lubisz go?
- Bardzo. - Wolała nie przyznawać się nawet, jak bardzo. - Jak sam stwierdziłeś, książę Wędrowiec jest wyjątkowy, niepodobny do żadnego Anglika. - Ponieważ rozmawiali tylko we dwoje, Sara uśmiechnęła się szeroko i pozwoliła sobie na uszczypliwą uwagę: - I bardzo dobrze. Więcej takich jak on przewróciłoby Londyn do góry nogami.
Ross był nie tylko jednym z najprzystojniejszych mężczyzn na sali, ale i doskonałym tancerzem. Sara czuła się w jego ramionach równie bezpieczna, jak w objęciach Wędrowca. Później, kiedy tańczyła z innymi partnerami, miała kilka drobnych problemów, raz potknęła się nawet i omal nie upadła, nie pozwoliła jednak, by ten incydent zepsuł jej humor.
Przetańczyła cały wieczór, a kiedy opuszczali już bal, czuła przyjemne, radosne zmęczenie. Kiedy Charles odwoził ją do domu swoim powozem, oparła głowę o wykładaną skórą ścianę, z trudem po­wstrzymując się od zaśnięcia.
- Wygląda na to, że doskonale się bawiłaś, moja droga - stwierdził Charles, kiedy powóz toczył się powoli po brukowanych ulicach. - Nie wiedziałem, że twoje kalectwo pozwala ci tańczyć.
Sara była w zbyt dobrym humorze, by obrażać się na kogokolwiek.
Udała więc, że nie dostrzega nietaktu, który popełnił jej narzeczony, i odparła spokojnie.
- Ja też nie. To książę Wędrowiec namówił mnie, bym spróbowała.
- Ach tak, książę z Kafiristanu. - W jego głosie pobrzmiewała nutka dezaprobaty. - Widziałem, że przez jakiś czas byliście tylko we dwoje na balkonie. Zdumiewasz mnie, Saro.
- To był przypadek, a nie umówione spotkanie. - Całkowicie już rozbudzona, Sara uniosła głowę z oparcia. - Charles, czyżbyś podej­rzewał mnie o jakieś niecne uczynki? - Nie była przyzwyczajona do tego, by ktoś kwestionował jej poczynania, a wyrzuty sumienia, które dręczyły ją, odkąd pozwoliła sobie na ten bezwstydny pocałunek, ustąpiły miejsca irytacji wywołanej jego impertynencją.
- Oczywiście, wiem, że nie pozwoliłabyś sobie na jakieś niegodne zachowanie - zapewnił ją szybko Weldon, zaskoczony jej gwałtowną reakcją. - Ale trzeba pamiętać, że pozory często mylą. To cudzoziemiec, człowiek o wątpliwej moralności.
- Sam zasugerowałeś mi, bym podtrzymywała tę znajomość - wytknęła mu. - Czyżbyś nie chciał już robić z nim interesów?
- Ależ skąd. Wczoraj zjedliśmy razem kolację, jest bardzo zainteresowany moją ofertą. Mam nadzieję, że przyłączy się do pewnego obiecującego przedsięwzięcia. - Po krótkiej pauzie Charles dodał: - Słyszałem jednak... słyszałem o nim rzeczy, które świadczą o tym, że nie jest on odpowiednim towarzyszem dla szanującej się damy.
- Naprawdę? - spytała, szczerze zaciekawiona. - Jakież to rzeczy słyszałeś?
- Nie chciałbym obrażać twoich uszu tak wulgarnymi opowieściami - odrzekł sztywno. - Dość powiedzieć, że nie jest człowiekiem, z którym mogłabyś przebywać sam na sam.
- Książę jest przyjacielem Rossa i zachowuje się jak prawdziwy dżentelmen - oświadczyła, nie próbując nawet ukrywać irytacji. - Jeśli nie przedstawisz mi konkretnych zarzutów pod jego adresem, nie zrezygnuję z tej znajomości.
- Saro, nie pozwolę, by moja żona sprzeciwiała się mojej woli. - Choć Charles nie podnosił głosu, wyraźnie pulsowała w nim tłumiona wściekłość.

Powered by MyScript