- Na placu jakaś awantura - zaraportowała, za­glądając za ściankę...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...
»
Mackiewicz Stanisław (Cat), Myśl w obcęgach7 czerwca 1954 roku zostaje powołany na premiera polskie­go rządu emigracyjnego (pozostaje nim, a także...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- Coś tam się chyba porobiło z samochodami.
Justynka zainteresowała się zwyczajnie, ale Malwinie żar buchnął na twarz. Na moment znierucho­miała, potem przełknęła kawałek naleśnika z serem, omal się nie dławiąc, potem wybiegły wszystkie trzy.
Zamieszanie na parkingu osiągnęło właśnie apo­geum i zaczynało zamierać. Pogotowie odjeżdżało, widać było tył karetki. Samochody stały różnie, między nimi widniały wielkie luki, właściciele ruszali powolutku, żeby je na nowo przyzwoicie poustawiać. Nie było ani Karola, ani jaguara.
Malwinę wielkie nadzieje zadławiły tak, że nie była w stanie wydać z siebie głosu, pytania zaczęła zadawać Justynka, niezbyt wnikliwie, bo o planach ciotki nie miała najmniejszego pojęcia. Z mętnych odpowiedzi wywnioskowała, iż ktoś tu rozbił czyjś samochód, jakiś pojazd odjechał na platformie, jacyś ludzie się bili i kogoś w ciężkim stanie zabrano do szpitala. Jak to wszystko mogło nastąpić, nie wie­dział nikt, żaden ze świadków bowiem nie oglądał początku, a samochody zostały częściowo usunięte, żeby coś tam mogło gdzieś dojechać. Czymś tam by­ły, na zmianę, pomoc drogowa, ciężarówka do prze­wozu samochodów, pogotowie, straż pożarna i wóz meblowy.
Wielkie nadzieje Malwiny przerodziły się w pew­ność. Jaguara podstępnie ukradli, a do szpitala odjechał Karol. W ciężkim stanie, może nie dojedzie żywy...
Wolnym krokiem ruszyła ku domowi.
- A gdzie wujek? - zatroskała się Justynka. - Bo jaguara nie widzę?
Malwina zacisnęła zęby, żeby nie wyrwał jej się przypadkiem jakiś radosny okrzyk,
- Pan Karol chyba się z domu nie ruszył, bo okno otwarte - zauważyła Helenka. - Że też nawet nie wyjrzał?
Okno gabinetu Karola wychodziło na stronę parkingu i widać przez nie było samochody, zasłonięte nieco żywopłotem. Rzeczywiście, stało otworem, z odsuniętą firanką. Jeśli nie odjechał do szpitala, musiał tam chyba leżeć trupem, którym padł na widok rabowanego ukochanego mienia.
- Wujek może wyleciał w pośpiechu - zaopiniowała Justynka. - Tylko gdzie się podział? Nie możliwe przecież, żeby już wrócił i jadł kolację?
Malwina przyśpieszyła kroku. Niemal wbiegła do domu, zajrzała do kuchni i do jadalni, podbiegła do drzwi gabinetu i nacisnęła klamkę.
Drzwi nadal były zamknięte.
Nie umiejąc sprecyzować żadnych wniosków, od wróciła się i popatrzyła na Justynkę i Helenkę. Obie przyglądały się jej z lekkim niepokojem.
- To co to znaczy...? - powiedziała słabo.
- Przez okno trzeba zajrzeć - podsunęła Helenka. - Jak na taki rejwach pan Karol nic, to może mu się co stało. Justynka by nie zajrzała?
- Wujek we mnie czymś rzuci - przepowiedziała ponuro Justynka.
Malwina przemogła swoje struny głosowe. Była już pewna, że osiągnęła upragniony rezultat, i rozpierała ją mściwa satysfakcja. Karola ma z głowy, musi teraz symulować zdenerwowanie i obawy. Przyjdzie jej to bez trudu, bo z emocji aż się trzęsie.
- Zajrzyj - poprosiła siostrzenicę. - Jakoś nieznacznie. żeby cię nie zobaczył. Może akurat patrzy gdzie indziej.
- Albo całkiem nigdzie nie patrzy - mruknęła Helenka grobowo.
Justynka uległa z westchnieniem. Podkradła się pod okno gabinetu i ostrożnie zajrzała do środka, ledwo wystawiając głowę przy samym narożniku. Spenetrowała wzrokiem pomieszczenie, po czym stanęła na palcach i wetknęła głowę głębiej.
- Wujka nie ma - oznajmiła, wróciwszy do do­mu. - Gabinet pusty. Ale chyba naprawdę wylatywał w pośpiechu, bo na biurku papiery leżą porozrzucane i kosz przewrócony. Skoro drzwi zamknięte, to chyba wyskoczył przez okno.
Skaczących przez okno stu dwudziestu kilogra­mów Karola Wolskiego nie umiałaby sobie wyobrazić żadna ludzka siła. Wyłazić z wysiłkiem i sapa­niem, to jeszcze, ale przenigdy skoki, ponadto ileż czasu ta gimnastyka by trwała! Znacznie szybciej wyszedłby zwyczajnie, przez drzwi.
Jednakże nie było go, a drzwi pozostawały za­mknięte...

Powered by MyScript