Kątem oka zauważył, że na dywan w salonie wyrzucono kwiaty. Zastanowił się nad tym, ale nie spłodził żadnej hipotezy. Wciągnął powietrze, ale jego nos nie wywęszył nic podejrzanego. Koniuszkiem palca sprawdził, czy bRon jest odbezpieczona, i ruszył przez jadalnię w stronę kuchni i pokoju dziennego. Kłopoty. Drzwi do spiżami były otwarte, a na podłodze leżały rozrzucone produkty spożywcze. Od spiżami do drzwi po drugiej stronie kuchni prowadziły krople, plamy i smugi krwi. Ron domyślił się, że drzwi prowadzą do garażu. W kuchennym zlewie leżał kryształowy wazon. Ron przypomniał sobie kwiaty i wodę na podłodze w salonie. Miał „a” i „b”. Ale wciąż nie był pewien, jaką dadzą sumę. Nie miał „c”. Na ławie w pokoju dziennym leżał otwarty egzemplarz Regulaminu tłoczni win Johna Inringa. W środku książki żyletką wycięto wgłębienie. Skrytka była teraz pusta. Ron zastanowił się, czy pójść śladami krwi. Ale nie, wycofał się na korytarz i ruszył do góry po schodach, mając nadzieję, że tam znajdzie Peyton i jej córkę. Obawiając się, że znajdzie Peyton i jej córkę. - Cholera - powiedział, wchodząc do głównej sypialni. Po pokoju walała się zużyta taśma samoprzylepna. Dwa wyraźne zwoje lepkiej szarej taśmy leżały na środku dywanu, a jeden mniejszy kawałek o długości niecałych piętnastu centymetrów spoczywał bliżej okna. Materac, skrzynia, poduszki i pościel rozrzucono bezładnie na podłodze. Na drugim końcu pokoju stała naga metalowa rama łóżka z dębowymi płytami. Ron podejrzewał, że w pokoju doszło do szamotaniny, a taśmy użyto do skrępowania kogoś. Peyton? Mógł sobie zgadywać. Łazienka przy sypialni, na oko Rona, była nienaruszona. Podczas pobieżnych oględzin nie zauważył, że nie ma w niej ani szczotki do włosów, ani szczoteczki do zębów. Pokój dziewczynki w głębi korytarza zastał w nieładzie, ale bez widocznych szkód. Zawrócił, zszedł po schodach na dół i znowu zamyślił się nad wszystkimi kawałkami układanki. Nie potrafił połączyć ich w jedną logiczną całość. Postanowił, że czas pójść po śladach krwi i sprawdzić garaż. Przeszedł przez kuchnię, otworzył drzwi i włączył górne światło. Na środku garażu stało auto Peyton. Ron nie byłby sobą, gdyby nie zauważył, że sedanowi przydałoby się mycie. Ale zdziwiło go, że w ogóle zastał tu jej samochód. Spodziewał się, że zniknął razem z Peyton. Zamrugał powiekami, jak gdyby mógł w ten sposób sprawić, że auto zniknie. Ale sedan wciąż stał. I wciąż był brudny. Ron zszedł z jedynego stopnia do garażu. Nie otwierając drzwi, zajrzał do samochodu. Był pusty. Przeszedł do drzwi pasażera, otworzył je, nachylił się do środka i pociągnął za dźwignię otwierania bagażnika, zanim przeszedł na tył wozu. - Nie wierzę - powiedział, podnosząc pokrywę bagażnika. Palcami w rękawiczce sprawdził mężczyźnie w tętno, potem wyjął komórkę i wcisnął numer Fenstera Kastle'a w Waszyngtonie. Fenstera nie było przy biurku. Zlokalizowanie go zabrało komuś ponad minutę. - Fenster, mówi Ron Kriciak i nie dzwonię z zabezpieczonego telefonu. - Tak. - Jestem w jej domu. U nas jeszcze nie ma ósmej. Wszystko wskazuje na to, że zniknęła. Okoliczności nieznane. Jeden z naszych, powtarzam, jeden z naszych... leży nieprzytomny w bagażniku jej samochodu. Prawdopodobnie rana głowy. Do diabła, na pewno rana głowy. W domu są ślady włamania i szamotaniny. - Co to za jeden? - Chcesz znać nazwisko? - Nie, chcę znać jego hobby i markę samochodu. Na tej podstawie spróbuję odgadnąć, kim jest. Boże, zlituj się. - To miejscowy, nazywa się Ficklin. Znasz go? - Imię? - Ernest. Bernie. - Powinien znać jej adres? Pracuje przy niej, a ja o tym nie wiem?
|