- Nie żeby mi jakoś specjalnie zależało - ma­wiał Barles - ale jak cię trafią, zostanę bez kamerzysty...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...
»
Mackiewicz Stanisław (Cat), Myśl w obcęgach7 czerwca 1954 roku zostaje powołany na premiera polskie­go rządu emigracyjnego (pozostaje nim, a także...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


W ramach zemsty Marquez kazał stawać mu podczas kręcenia materiałów w miejscach trud­nych, gdzie nie można się skoncentrować, kiedy trzeba mówić do mikrofonu, bo bardziej uwa­żasz na to, co się dzieje, niż na to, co chcesz powiedzieć. Jesteśmy właśnie w... bang-bang. Poczekaj, zacznę od początku. Jesteśmy tutaj. No popatrz, teraz to sukinsyny nie strzelają. Jesteśmy w... bang-bang. Udało się? Trzy lata wcześniej, w Borovo Naseije, Marquez trzymał go przez pięć minut bez żadnej osłony w odleg­łości stu metrów od serbskich linii, każąc mu trzykrotnie powtarzać nagranie, które, swoją drogą, już przy pierwszym podejściu było cał­kiem udane. Jadranka, chorwacka tłumaczka, zrobiła im wtedy zdjęcie: na drodze pełno gruzu, wypatroszony serbski czołg w tle, Barles krzy­czy ze wściekłą miną, a obok niego Marquez, z kamerą na ramieniu, pęka ze śmiechu. Mimo wszystko lubili razem pracować. Obydwaj lubili żyć w ten sposób, łączyło ich wspólne poczucie humoru - szyderczego, szorstkiego i cierpkiego.
 
Materiały... Problem telewizji polega na tym, że nie da się opowiadać o wojnie z pokoju hotelowego, ale trzeba jechać tam, gdzie coś się dzieje. Przyjeżdżasz, stajesz przed kamerą w planie półpełnym, a powietrze po twojej prawej ręce zaczyna drgać. Kiedy strzelają, sły­chać raas-zaka-bum-bum i materiały wyglądają znakomicie, często jednak są do niczego z po­wodu hałasu. A kiedy w trakcie nagrania wy­mknie ci się jakieś przekleństwo, to znaczy kiedy mówisz na przykład: Tego ranka pogor­szyła się sytuacja w okolicy miejscowości Vitez, a w pobliżu słyszysz grzmotnięcie, raaka-bum, to zamiast: w okolicy miejscowości Vitez, mówisz: w okolicy szlag by to jasny, kurwa mać; wtedy też materiał się nie nadaje i trzeba powtarzać. Innym razem nagle czujesz w głowie pustkę, gapisz się w obiektyw jak głupek, niezdolny wydusić z sie­bie słowa, bo kiedy masz się odezwać, wymazuje ci się cała pamięć, jakby ci właśnie sformatowano twardy dysk. A potem trafiasz na tyły albo do Madrytu, i zawsze się znajdzie jakiś dureń, który spyta, czy te strzały były prawdziwe, i sam nie wiesz, czy traktować to jako żart, czy zdzielić faceta w pysk. Kiedyś Miguel Gonzalez z dzien­nika “El Pafs" opowiadał przy Marquezie, jakoby słyszał z pewnego źródła, że Barles płaci żołnie­rzom, by strzelali podczas nagrywania jego materiałów, jakby na wojnie trzeba było komuś płacić za to, że strzela. Ponieważ Miguel Gonza­lez należy do ludzi, którzy na wojnach bywają z rzadka, nie wiedział, że Marquez najczęściej pracuje z Barlesem; przy tej okazji najdelikatniej­sze z określeń, które można było usłyszeć, brzmiało: skretyniały palant, czy jakoś podobnie. Płacimy też rannym, żeby pozwolili się postrze­lić, a zabitym, żeby pozwolili się zabić, powie­dział mu Marquez. Kartą American Express. To znaczy pocałuj mnie w dupę. Idź w cholerę!
W byłej Jugosławii pełno było obiboków. Hiszpanie z niebieskich hełmów znani byli jako “Japończycy", bo przyjeżdżali, robili sobie zdjęcia i odjeżdżali najszybciej jak mogli. Przez Bośnię przewijało się towarzystwo przeróżnych rodzajów i odcieni: parlamentarzyści, intelektu­aliści, ministrowie, prezydenci, spieszący się dziennikarze, czyli ściemniacze wszelkiej maś­ci, którzy po powrocie do cywilizacji organizo­wali solidarnościowe koncerty, urządzali kon­ferencje prasowe, a nawet pisali książki, żeby wyjaśnić światu głębokie przyczyny konfliktu.

Powered by MyScript