Potem spojrzał na zegarek i bąknął: - Musze zaraz iść do parlamentu. Kiedy pośpiesznie wyszedł, a za nim nadinspektor, lord Kidderminster zwrócił się do córki i zapytał ją prosto z mostu: - Czy Stephen miał romans z tą kobietą? Minął ułamek sekundy, zanim Sandra odparła: ty. - Oczywiście, że nie. Wiedziałabym o tym. Stephen nie jest tego rodzaju człowiekiem. - Słuchaj, kochanie, nie ma co kłaść uszu po sobie i chować głowy w piasek. Te sprawy i tak wyjdą na wierzch. Chce wiedzieć, na czym stoimy. - Rosemary Barton przyjaźniła się z tym człowiekiem, Anthonym Browne’em. Wszędzie chodzili razem. - Cóż - powiedział powoli lord Kidderminster -pewnie wiesz. Nie uwierzył córce. Twarz, kiedy wychodził z pokoju, miał szarą i zatroskaną. Poszedł na górę do saloniku żony. Sprzeciwił się jej obecności w bibliotece, wiedząc aż za dobrze, że jej arogancka postawa mogła wywołać niechęć, a w obecnej sytuacji uznał za istotne, by stosunki z policją układały się harmonijnie. - I co? - spytała lady Kidderminster. - Jak poszło? - Wydaje się, że całkiem dobrze - odparł powoli lord Kidderminster. - Kemp jest przyzwoitym facetem, bardzo sympatycznym i całą sprawę załatwił taktownie. Dla mnie trochę za bardzo. - W takim razie rzecz jest poważna? - Tak. Nie powinniśmy byli pozwolić Sandrze poślubić tego człowieka, Yicky, - To samo ci mówiłam. - Tak... (ak... - przyjął jej stwierdzenie. - Miałaś rację, a ja się myliłem. Ale weź pod uwagę, że i tak by za niego wyszła. Nie przekonasz Sandry, kiedy się przy czymś uprze. Jej spotkanie z Farradayem było klęską. Nie znaliśmy jego przeszłości ani przodków. Kiedy nadchodzi kryzys, skąd można wiedzieć, jak taki człowiek się zachowa? - Jak widzę - zauważyła lady Kidderminster - sądzisz, że przyjęliśmy do rodziny mordercę? - Nie wiem. Nie chcę z góry go skazywać, ale tak myśli policja, a oni są naprawdę bystrzy. Miał romans z żoną Bartona, to całkiem jasne. Albo popełniła przez niego samobójstwo, albo on... Cóż, cokolwiek się stało, Barton dowiedział się i zmierzał do ujawnienia tego i wywołania skandalu. Przypuszczam, że Stephen po prostu nie mógł tego znieść i... - Otruł go? - Tak. Lady Kidderminster potrząsnęła głową. ·*· - Nie zgadzam się z tobą, - Mam nadzieję, że masz rację. Ale ktoś go otruł. - Jeśli mnie pytasz, Stephen po prostu nie miałby dość odwagi, by to zrobić. - Jest śmiertelnie poważny, jeśli chodzi o jego karierę. Ma wielki talent i zadatki na prawdziwego polityka. Nie możesz przewidzieć, co zrobi, zapędzony w kozi róg. Jego żona nadal potrząsała głową. - Nadal twierdze, że nie ma dos’ć odwagi. Potrzebny tu ktoś, klo jest hazardzista. i kogo stać na nieostrożność. Boje się, Williamie, potwornie się boję. Popatrzył na nią zdumiony. - Sugerujesz, że Sandra... że Sandra...? - Nienawidzę samej myśli o tym, ale nic ma sensu tchórzyć albo odrzucać to, co możliwe. Ten człowiek zupełnie ją ogłupił, tak było od samego początku. Jest też w niej coś dziwnego. Nigdy jej do końca nie rozumiałam, ale zawsze się o nią bałam. Zaryzykowałaby wszystko - wszystko - dla Stephena. Nie licząc kosztów, A jeśli była wystarczająco szalona i podła, by to zrobić, musimy ją chronić. - Chronić? Jak to chronić? - Ty ją musisz ochronić. Musimy pomóc własnej córce, prawda? Na szczęście możesz pociągnąć za odpowiednie sznurki. Lord Kidderminster spojrzał na nią ze zdumieniem. Choć sądził, że dobrze zna własną żonę, przeraziła go jej siła, odwaga i poczucie rzeczywistości oraz umiejętność stawienia czoła niemiłym faktom. I brak skrupułów. - Czy sugerujesz, że jeśli moja córka jest morderczynią, powinienem użyć swojej pozycji, by uratować ją przed konsekwencjami jej czynu? - Oczywiście - odparła lady Kidderminster. - Moja droga Yicky! Nic rozumiesz! Nic można tego robić. Byłoby to pogwałceniem... honoru! - Bzdura! - orzekła lady Kidderminster. Popatrzyli na siebie - tak bardzo się różnili, że nie mogli zrozumieć punktu widzenia drugiej strony. Tak mogli na siebie patrzeć Agamcmnon i Klitajmestra, mówiąc o Ifigenii. - Mógłbyś poprzez rząd wywrzeć nacisk na policję, tak, by zaprzestano całej sprawy i orzeczono samobójstwo. Nie udawaj, że nie robiono tego wcześniej. - Tylko w przypadkach spraw politycznych, w interesie państwa. A to sprawa prywatna. Bardzo wątpię, bym mógf coś takiego zrobić. - Możesz, jeśli będziesz dostatecznie zdecydowany. Lord Kidderminster poczerwieniał ze złości. - Gdybym nawet mógł, nie zrobiłbym tego! To byłoby naruszeniem mojej publicznej pozycji. - Gdyby Sandra została zaaresztowana i oskarżona, czy nie zatrudniłbyś najlepszego prawnika i nie zrobił wszystkiego, by ją uwolnić, niezależnie od jej winy? - Oczywiście, oczywiście. To coś zupełnie innego. Wy, kobiety, nigdy tego nie pojmiecie. Lady Kidderminster milczała, nie zmieszana zarzutem. Sandra była jej najmniej droga z dzieci, tym niemniej w tej chwili była matką i tylko matką. Chciała bronić swego dziecka wszelkimi środkami, honorowymi czy nie. Walczyłaby zębami i pazurami o Sandre. - W każdym razie - odezwał się lord Kidderminster - Sandra nie zostanie oskarżona, o ile nie będzie wystarczająco przekonujących dowodów przeciwko niej. A ja nie uwierzę, że moja córka jest morderczynią. Dziwie ci się, Yicky, że choć przez chwile mogłaś tak pomyśleć. Jego żona nic nie odparła i lord Kidderminster wyszedł ciężkim krokiem z pokoju. I pomyśleć, iż Yicky - Yicky - którą znał dobrze od tylu lat - okazała si? tak nieoczekiwanie i denerwująco obca! ROZDZIAŁ PIĄTY Race znalazł Ruth zajętą dokumentami przy dużym biurku.
|