- Oczywiście, nadinspektorze...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Oczywiście, Wysoki Sądzie — odparł uprzejmie, a następnie przeszedł do opisu efektów wywoływanych przez cyjanek na szczurach laboratoryjnych...
»
Prawdziwą winą Druidów było oczywiście to, że podburzali ludność, by nie akceptowała rzymskiego prawa i rzymskiego pokoju...
»
Z bardziej wspczesnych piosenkarzy szczeglnie podziwiam Franka Sinatr, Toma Jonesa, Barbar Streisand, Lis Minelli, no i oczywicie Juliette Greco i Gilberta...
»
– Wydaje się oczywiste, że dotarcie Shapierona na Thurien nie leżałoby w interesie tej, hm, „organizacji”, odpowiedzialnej za prowadzenie obserwacji...
»
Ale oczywiście, gdyby już znalazła się w jego objęciach, posunąłby się dalej, więc powiedział tylko:- Wykąp się pierwsza...
»
Na nic się nie przydawały kary, których - oczywiście z miłości i dla jej własnego dobra - nie szczędziła Ninnie madonna Creta...
»
mona znale dla niego jakie sowo lub sowa zastpcze? Oczywicie i to bardzo prosto...
»
Oczywiście drzwi mojego pokoju tylko na ten moment czekały, żeby się otworzyć...
»
Oczywiście nic podobnego nie wydarzyło się nigdy, gdy był w wieku Tylera, ale sama zasada...
»
Powinniśmy, oczywiście, skorzystać z osłony - przyznał Król Trent...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Potem spojrzał na zegarek i bąknął:
- Musze zaraz iść do parlamentu.
Kiedy pośpiesznie wyszedł, a za nim nadinspektor, lord Kidderminster zwrócił się do córki i zapytał ją prosto z mostu:
- Czy Stephen miał romans z tą kobietą? Minął ułamek sekundy, zanim Sandra odparła:
ty. - Oczywiście, że nie. Wiedziałabym o tym. Stephen nie jest tego rodzaju człowiekiem.
- Słuchaj, kochanie, nie ma co kłaść uszu po sobie i chować głowy w piasek. Te sprawy i tak wyjdą na wierzch. Chce wiedzieć, na czym stoimy.
- Rosemary Barton przyjaźniła się z tym człowie­kiem, Anthonym Browne’em. Wszędzie chodzili razem.
- Cóż - powiedział powoli lord Kidderminster -pewnie wiesz.
Nie uwierzył córce. Twarz, kiedy wychodził z po­koju, miał szarą i zatroskaną. Poszedł na górę do salo­niku żony. Sprzeciwił się jej obecności w bibliotece, wiedząc aż za dobrze, że jej arogancka postawa mogła wywołać niechęć, a w obecnej sytuacji uznał za istotne, by stosunki z policją układały się harmonijnie.
- I co? - spytała lady Kidderminster. - Jak poszło?
- Wydaje się, że całkiem dobrze - odparł powoli lord Kidderminster. - Kemp jest przyzwoitym facetem, bardzo sympatycznym i całą sprawę załatwił taktownie. Dla mnie trochę za bardzo.
- W takim razie rzecz jest poważna?
- Tak. Nie powinniśmy byli pozwolić Sandrze po­ślubić tego człowieka, Yicky,
- To samo ci mówiłam.
- Tak... (ak... - przyjął jej stwierdzenie. - Miałaś rację, a ja się myliłem. Ale weź pod uwagę, że i tak by za niego wyszła. Nie przekonasz Sandry, kiedy się przy czymś uprze. Jej spotkanie z Farradayem było klęską. Nie znaliśmy jego przeszłości ani przodków. Kiedy nadchodzi kryzys, skąd można wiedzieć, jak taki człowiek się zachowa?
- Jak widzę - zauważyła lady Kidderminster - są­dzisz, że przyjęliśmy do rodziny mordercę?
- Nie wiem. Nie chcę z góry go skazywać, ale tak myśli policja, a oni są naprawdę bystrzy. Miał romans z żoną Bartona, to całkiem jasne. Albo popełniła przez niego samobójstwo, albo on... Cóż, cokolwiek się stało, Barton dowiedział się i zmierzał do ujawnienia tego i wywołania skandalu. Przypuszczam, że Stephen po prostu nie mógł tego znieść i...
- Otruł go?
- Tak.
Lady Kidderminster potrząsnęła głową. ·*· - Nie zgadzam się z tobą,
- Mam nadzieję, że masz rację. Ale ktoś go otruł.
- Jeśli mnie pytasz, Stephen po prostu nie miałby dość odwagi, by to zrobić.
- Jest śmiertelnie poważny, jeśli chodzi o jego karierę. Ma wielki talent i zadatki na prawdziwego polityka. Nie możesz przewidzieć, co zrobi, zapędzony w kozi róg.
Jego żona nadal potrząsała głową.
- Nadal twierdze, że nie ma dos’ć odwagi. Potrzebny tu ktoś, klo jest hazardzista. i kogo stać na nieostrożność. Boje się, Williamie, potwornie się boję.
Popatrzył na nią zdumiony.
- Sugerujesz, że Sandra... że Sandra...?
- Nienawidzę samej myśli o tym, ale nic ma sensu tchórzyć albo odrzucać to, co możliwe. Ten człowiek zupełnie ją ogłupił, tak było od samego początku. Jest też w niej coś dziwnego. Nigdy jej do końca nie rozu­miałam, ale zawsze się o nią bałam. Zaryzykowałaby wszystko - wszystko - dla Stephena. Nie licząc kosztów, A jeśli była wystarczająco szalona i podła, by to zrobić, musimy ją chronić.
- Chronić? Jak to chronić?
- Ty ją musisz ochronić. Musimy pomóc własnej córce, prawda? Na szczęście możesz pociągnąć za od­powiednie sznurki.
Lord Kidderminster spojrzał na nią ze zdumieniem. Choć sądził, że dobrze zna własną żonę, przeraziła go jej siła, odwaga i poczucie rzeczywistości oraz umiejęt­ność stawienia czoła niemiłym faktom. I brak skrupułów.
- Czy sugerujesz, że jeśli moja córka jest morder­czynią, powinienem użyć swojej pozycji, by uratować ją przed konsekwencjami jej czynu?
- Oczywiście - odparła lady Kidderminster.
- Moja droga Yicky! Nic rozumiesz! Nic można tego robić. Byłoby to pogwałceniem... honoru!
- Bzdura! - orzekła lady Kidderminster. Popatrzyli na siebie - tak bardzo się różnili, że nie
mogli zrozumieć punktu widzenia drugiej strony. Tak mogli na siebie patrzeć Agamcmnon i Klitajmestra, mó­wiąc o Ifigenii.
- Mógłbyś poprzez rząd wywrzeć nacisk na policję, tak, by zaprzestano całej sprawy i orzeczono samobój­stwo. Nie udawaj, że nie robiono tego wcześniej.
- Tylko w przypadkach spraw politycznych, w inte­resie państwa. A to sprawa prywatna. Bardzo wątpię, bym mógf coś takiego zrobić.
- Możesz, jeśli będziesz dostatecznie zdecydowany. Lord Kidderminster poczerwieniał ze złości.
- Gdybym nawet mógł, nie zrobiłbym tego! To byłoby naruszeniem mojej publicznej pozycji.
- Gdyby Sandra została zaaresztowana i oskarżona, czy nie zatrudniłbyś najlepszego prawnika i nie zrobił wszystkiego, by ją uwolnić, niezależnie od jej winy?
- Oczywiście, oczywiście. To coś zupełnie innego. Wy, kobiety, nigdy tego nie pojmiecie.
Lady Kidderminster milczała, nie zmieszana zarzu­tem. Sandra była jej najmniej droga z dzieci, tym nie­mniej w tej chwili była matką i tylko matką. Chciała bronić swego dziecka wszelkimi środkami, honorowymi czy nie. Walczyłaby zębami i pazurami o Sandre.
- W każdym razie - odezwał się lord Kidderminster - Sandra nie zostanie oskarżona, o ile nie będzie wy­starczająco przekonujących dowodów przeciwko niej. A ja nie uwierzę, że moja córka jest morderczynią. Dziwie ci się, Yicky, że choć przez chwile mogłaś tak pomyśleć.
Jego żona nic nie odparła i lord Kidderminster wy­szedł ciężkim krokiem z pokoju. I pomyśleć, iż Yicky - Yicky - którą znał dobrze od tylu lat - okazała si? tak nieoczekiwanie i denerwująco obca!
ROZDZIAŁ PIĄTY
 
 
Race znalazł Ruth zajętą dokumentami przy dużym biurku.

Powered by MyScript