- Media bÄ™dÄ… musiaÅ‚y odegrać znaczÄ…cÄ… rolÄ™ mylenia oczu przeciwnika, panie prezydencie. WedÅ‚ug mojego planu musi zapanować powszechne przeÂkonanie, że przegrywamy tÄ™ wojnÄ™ z kretesem. Jeżeli stawimy zaciÄ™ty opór, spróbujemy dać ChiÅ„czykom do zrozumienia, że chodzi wyÅ‚Ä…cznie o utrzyÂmanie Chabarowska i Birobidżanu. Spróbujemy przenieść główny ciężar walk dalej na zachód i zaczniemy ostentacyjnie budować wielkÄ… fikcyjnÄ… bazÄ™ w Komsomolsku nad Amurem, na północ od Chabarowska. Postawimy maÂkiety zbiorników z paliwem, ciężarówek i wozów opancerzonych. FaÅ‚szywe centrum dowodzenia bÄ™dzie bez przerwy wysyÅ‚aÅ‚o w eter zaszyfrowane deÂpesze. Media mogÄ… siÄ™ stać poważnym elementem w stwarzaniu iluzji, że naszym najważniejszym celem jest przerwanie okrążenia Birobidżanu. - A jak zamierza pan wygrać wojnÄ™, generale? - spytaÅ‚ Gordon. - Wkroczyć na teren Chin - odparÅ‚ spokojnie Clark. - Uderzyć na ManÂdżuriÄ™ równoczeÅ›nie od pomocy i z rejonu WÅ‚adywostoku. - UrwaÅ‚ na chwiÂlÄ™, patrzÄ…c prezydentowi w oczy. - Kiedy ChiÅ„czycy przekroczyli granicÄ™, automatycznie zmieniÅ‚ siÄ™ zasadniczy cel siÅ‚ pokojowych. Na wojnie rozÂstrzygniÄ™cia sÄ… ekstremalnie proste. Dla pojedynczego żoÅ‚nierza jest to kweÂstia: zabić albo zostać zabitym. Strony konfliktu mogÄ… tylko zwyciężyć albo ponieść klÄ™skÄ™. A tylko wkroczenie na teren nieprzyjaciela może przynieść zwyciÄ™stwo. Dlatego musimy wkroczyć do północnych Chin. Przeciąć szlaki komunikacyjne. Zająć miasta. Zmusić ChiÅ„czyków do tak gwaÅ‚townego odÂwrotu, żeby wojna zakoÅ„czyÅ‚a siÄ™ na naszych warunkach. Konieczne jest zdecydowanie, panie prezydencie, jakie cechuje tylko wielkich przywódców. Zanim podejmie siÄ™ olbrzymie ryzyko, najpierw trzeba okreÅ›lić nie mniej doniosÅ‚y cel. PrzejÅ›cie z obrony do ataku wiąże siÄ™ z najwyższym ryzykiem. A zatem jedynym celem takiego posuniÄ™cia może być ostateczne zwyciÄ™stwo. Gordon jeszcze raz przyjrzaÅ‚ siÄ™ uważnie Clarkowi. Å»aden wojskowy nie przedstawiaÅ‚ dotÄ…d planu wygrania wojny. W caÅ‚ej tej ukÅ‚adance brakowaÅ‚o jeszcze tylko jednego elementu. - Kiedy możemy przystÄ…pić do kontrofensywy? - zapytaÅ‚. - OkreÅ›lenie terminu jest nadzwyczaj istotne, panie prezydencie. Dla powodzenia tego planu niezbÄ™dne jest maksymalne zniszczenie chiÅ„skich liÂnii zaopatrzenia przy równoczesnym zgromadzeniu niezbÄ™dnych siÅ‚ i Å›rodÂków do kontrataku. Nie wolno też zapominać o takich czynnikach, jak uksztaÅ‚Âtowanie terenu i pogoda. Gdy lody ustÄ…piÄ…, przez dobre dziesięć dni przepraÂwa przez główne rzeki bÄ™dzie niemożliwa. Ale jeÅ›li bÄ™dziemy zwlekali zbyt dÅ‚ugo, wylane rzeki zamieniÄ… caÅ‚y rejon w bagniska. - Kiedy, generale? - przerwaÅ‚ niecierpliwie Davis. - W drugiej poÅ‚owie kwietnia, panie prezydencie. Gordon uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ chytrze. Ten termin o wszystkim przesÄ…dzaÅ‚. - W takim razie zatwierdzÄ™ paÅ„ski plan. - Zdumiony Clark zmarszczyÅ‚ czoÅ‚o. - Rozpocznie pan kontrofensywÄ™ czternastego kwietnia. - Nate miaÅ‚ coraz bardziej zdziwionÄ… minÄ™. - DokÅ‚adnie czternastego kwietnia, generale. Tak gigantyczna operacja, jakÄ… pan proponuje, wymaga kilkumiesiÄ™cznych przygotowaÅ„. Zatem bÄ™dzie pan miaÅ‚ dwa miesiÄ…ce. Ruszy pan do ataku czterÂnastego kwietnia, na cztery dni przed moim inauguracyjnym orÄ™dziem do narodu i pięć dni przed parlamentarnym gÅ‚osowaniem nad budżetem dla naÂszego kontyngentu siÅ‚ pokojowych. Ale musi pan zachować w Å›cisÅ‚ej tajemÂnicy, że wspólnie ustaliliÅ›my tÄ™ datÄ™, jasne? Pozostanie to wyÅ‚Ä…cznie miÄ™dzy nami. OsÅ‚upiaÅ‚y Clark wolno pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ…. Jako głównodowodzÄ…cy korpusu siÅ‚ pokojowych nauczyÅ‚ siÄ™ już oceniać sprawy perspektywicznie. Ale teraz miaÅ‚ przeczucie, że w grÄ™ wchodziÅ‚a o wiele szersza perspektywa. NOWY JORK 25 lutego, 13.00 GMT (8.00 czasu lokalnego) Roger Stempel chciaÅ‚ zażyć lek na nadkwasotÄ™, który przepisaÅ‚ mu leÂkarz, ale nie mógÅ‚ rozerwać opakowania i ogarniaÅ‚a go zÅ‚ość. ByÅ‚ wykoÅ„czoÂny. MnożyÅ‚y siÄ™ komplikacje zdrowotne wywoÅ‚ane stresem. Å»ona wybraÅ‚a siÄ™ z siostrÄ… na lunch. Gdybym teraz dostaÅ‚ zawaha, pomyÅ›laÅ‚, umarÅ‚bym w saÂmotnoÅ›ci. Jak Harold, podsunęła mu wyobraźnia. SkrzywiÅ‚ siÄ™ boleÅ›nie i zaÂkryÅ‚ dÅ‚oÅ„mi twarz. PrzeciÄ…gnÄ…Å‚ nimi po policzkach i spojrzaÅ‚ w lustro. Jego odbicie miaÅ‚o bÅ‚yszczÄ…ce, zaczerwienione oczy.
|