A gdy Karol oprzytomniał, precz go wypędził. Potem pan Bełzak wezwał do
siebie Dudę. „Musisz zabić tego włóczęgę, bo on nigdy mi już nie da spokoju -
powiedział. Jestem dość bogaty, aby uchronić cię przed policją. Usuniesz z mojej drogi
Karola, ale tak, aby już więcej nie zmartwychwstał. Wyrobię ci paszport na inne
nazwisko, pojedziesz do Ałbazina i z pomocą mojego planu znajdziesz złoto, które tam
ukryłem.”
- I co? Duda zgodził się zabić Karola?
- Nie, odmówił. Powiedział, że nie jest w stanie zastrzelić bezbronnego włóczęgi.
Wtedy pan Bełzak bardzo się na Dudę rozgniewał, zagroził mu nawet wyrzuceniem z
pracy, co bardzo przeraziło Dudę, gdyż zamierzał się ożenić i założyć rodzinę, a w całej
okolicy nie było innej pracy poza tą u Bełzaka. Jednak mimo tej groźby Duda nie podjął
się zabicia Karola. Zresztą, pan Bełzak szybko ochłonął z gniewu i wymyślił inny plan.
Postanowił osobiście, ze swojej strzelby pozbawić życia Karola. Ale na miejsce
zabójstwa nie nadawał się przecież dwór pana Bełzaka, gdyż policja rozpoczęłaby
śledztwo, dlaczego to trup Karola znalazł się we dworze. Tak więc na miejsce zabójstwa
Karola wybrał Bełzak leśniczówkę, która stała pusta w jego lesie. Do tej leśniczówki
Duda miał sprowadzić Karola, obiecując mu, że Bełzak wręczy mu tam część zdobytego
przez nich złota.
- I co było dalej? - zaciekawiłem się.
- Nadszedł wieczór. Ciemny deszczowy wieczór. Dudzie doniesiono, że Karol pije
wódkę w karczmie w Kamionkach, na lewo i prawo opowiada o swej krzywdzie
doznanej od Bełzaka i grozi mu zemstą. Duda obiecał Bełzakowi, że postara się
wyciągnąć z karczmy Karola i doprowadzi go do pustej leśniczówki, gdzie będzie czekał
pan Bełzak ze strzelbą. Śmierć Karola w pustej leśniczówce można było zwalić na
jakichś bandytów, bo pan Bełzak przygotował sobie tak zwane alibi, niby to, że przez
cały czas znajdował się w swoim dworze, a nie w leśniczówce.
- I Duda poszedł do karczmy?
- Tak. Ale bez broni, gdyż to nie on miał zabić Karola. Poszedł więc Duda pod
karczmę. Zobaczył Karola pijącego wódkę przy szynkwasie. Obok Karola stało trzech
chłopów, ciekawych obcego człowieka, który o ich jaśnie panu dziedzicu opowiadał
najstraszniejsze historie. Postawili mu nawet kilka kieliszków gorzałki, a ten pił i gadał.
Gadał coraz więcej. O tym, że gdzieś tam w Azji zdobyli ogromną ilość złota, to znaczy
złotego piasku i złotych samorodków. Było tego, jak mówił Karol, aż 25 pudów, to jest
prawie pół tony. Niestety, na miejscowość, w której żyli, napadli Chińczycy i Bełzak,
Karol i ten trzeci nazwiskiem Boulain musieli uciekać. Na szczęście mieszkali nad dużą
rzeką, pół tony złota w workach załadowali na dużą łódź i uciekli z prądem rzeki. Ale w
obawie, że Chińczycy ich dogonią, a oni sobie nie poradzą z tak wielką ilością złota,
postanowili ukryć gdzieś 400 kilogramów złotego kruszcu. Zakopali go
w jakiejś wsi o nazwie Ałbazin. Pozostałe 100 kilogramów, czy też było tego trochę
mniej, podzielili między siebie i objuczeni woreczkami z bogactwem, porzucili łódź i
zaczęli uciekać lądem w bezpieczne okolice. Napadli na nich jednak bandyci i w
potyczce z nimi Karol został ranny. Lecz zamiast ratować kolegę pan Bełzak i ów
Boulain pozostawili umierającego na skałach, zabierając mu jego woreczek ze złotym
kruszcem. Lecz Karol, choć długo chorował, wreszcie powrócił do zdrowia. Potem przez
kilkanaście lat szukał tego Boulaina i pana Bełzaka, bo będąc ranny i prawie
21
nieprzytomny nie pamiętał, w którym miejscu na brzegu rzeki we wsi Ałbazin ukryte
zostało złoto.
W końcu odnalazł Boulaina. Ale okazało się, że przepił on cały swój majątek i stał się
zupełnym żebrakiem, ruiną człowieka. Wódka zaćmiła jego pamięć i Karol nie łudził się,
że Boulain będzie mógł mu pomóc w odnalezieniu zakopanego w Ałbazinie złota.
Boulain dał jednak Karolowi adres pana Bełzaka. W ten sposób Karol trafił do pana
Bełzaka, zjawił się przed nim jako włóczęga, żebrak, gdy Bełzak żył jak wielki pan W
pewnej chwili Duda zbliżył się do pijącego w karczmie Karola i szepnął mu, że Bełzak
gotów jest dokonać podziału swego majątku i on, Duda, poprowadzi go do niego. Pijany
Karol dał się zwabić w pułapkę. Poszedł z Dudą w las i gdy byli już blisko leśniczówki,
Duda wskazał mu ją, oświadczył, że tam właśnie czeka pan Bełzak, a następnie, nie
chcąc być świadkiem morderstwa, poszedł prosto do dworu. Tam usiadł w fotelu przy
kominku i czekał na powrót pana Bełzaka. Niestety, aż do rana pan Bełzak nie powrócił
do siebie. Wówczas zaniepokojony Duda poszedł do leśniczówki, gdzie zastał Bełzaka,
zabitego z własnej strzelby.
- Zabił go Karol? - spytałem.
- Tak twierdziła policja na podstawie tego, że Karol groził w karczmie zemstą na
Bełzaku, a potem gdzieś zniknął. Znaleziono go rano, śpiącego w stogu siana, tuż obok
pustej leśniczówki. I choć Karol przysięgał, że do leśniczówki nie doszedł, bo był bardzo
pijany i nie widział się z Bełzakiem, bo zaszył się w stogu siana, gdzie zasnął, policja
aresztowała go i zaprowadziła do celi w cyrkule. Co prawda przy Karolu nie znaleziono
ani pieniędzy, ani złota, o którym tyle opowiadał w karczmie, lecz dla policji było
oczywiste, że po zabójstwie Bełzaka zapewne gdzieś to wszystko ukrył.
- Co się potem stało z Karolem?
- Nazajutrz uciekł z cyrkułu i ślad po nim zaginął.
Obudziła się we mnie detektywistyczna żyłka. Powiedziałem:
|