- Patrz, prezent - wysoko uniósł butelkę i potrzą­snął...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...
»
Mackiewicz Stanisław (Cat), Myśl w obcęgach7 czerwca 1954 roku zostaje powołany na premiera polskie­go rządu emigracyjnego (pozostaje nim, a także...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

- To ładnie z ich strony. Chcą, żebyśmy wypili z tej okazji. A co, nie mówiłem? Wiedziałem o tym od początku. No, co było, to było... Nie napijesz się ze mną?
Zamiast odpowiedzi kobieta zacisnęła mocno powieki. Może jest zła na niego, że nie chce rozwiązać sznura? Głupia. Gdyby dała mu choć jedną sensowną odpowiedź, zapewne uwolniłby ją szybko. A może jest rozczarowana, że nie zdołała zatrzymać przy sobie mężczyzny schwyta­nego z takim trudem i że musi go teraz wypuścić? To zupełnie możliwe... W końcu ma około trzydziestki i od niedawna jest wdową. Na podbiciu stopy miała wydatną nieprzyjemną fałdę. Ogarnął go pusty śmiech. Skąd taka śmieszna stopa?
- Jeśli chcesz papierosa, to ci zapalę.
- Nie. Od papierosów zasycha w gardle - powiedziała słabym głosem potrząsając głową.
- Więc może podać ci wody?
- Na razie dziękuję.
- Nie krępuj się. Nie zrobiłem tego z jakiejś niechęci do ciebie. Rozumiesz chyba, że było to nieuniknione ze względów taktycznych? Dzięki temu i oni jakoś zmiękli.
- Raz w tygodniu dostarczają papierosy i sake tam, gdzie są mężczyźni.
- Dostarczają???
Był wielką muchą domową, która sądziła, że już leci, a w rzeczywistości uderzała tylko głową w szybę. Nazwa naukowa: Muscina stabulans... Oczy tych much są ogrom­ne, ale prawie nic nie widzące. Nie ukrywając zmieszania krzyknął wzburzonym głosem
- Niech się tak nami nie zajmują! Czyż nie mogą nas wypuścić, żebyśmy sami sobie kupowali?!
- Praca tutaj jest bardzo ciężka i nie mamy tyle cza­su... Poza tym pracujemy dla wsi i te wydatki ponosi związek.
Więc to wcale nie kompromis, to rada, bym się poddał! A może nawet coś znacznie gorszego - pomyślał. Stał się jednym z kół w trybach tutejszej codzienności i został pewnie zarejestrowany w książce inwentarzowej.
- Wybacz, ale muszę cię o coś zapytać. Czy ja jestem pierwszym, którego spotkał taki los?
- Nie, przecież pan wie, że tutaj brakuje ludzi. Bogaci i biedni, wszyscy zdolni do pracy jeden za drugim od­chodzą z tej wsi. Pewnie, to biedna wieś i ma tylko pia­sek...
- Więc co z tego... - Nawet głos mu przycichł i przy­brał ochronną barwę piasku. - Czy - oprócz mnie ­byli tutaj inni?
- Tak, chyba wczesną jesienią ubiegłego roku... sprze­dawca pocztówek...
- Sprzedawca pocztówek?
- Jakiś sprzedawca z firmy produkującej pocztówki odwiedził przewodniczącego miejscowego związku. Mówił, że jeśli tylko zrobi się odpowiednią reklamę, piękno tego krajobrazu...
- I zatrzymaliście go?
- Brakowało właśnie rąk do pracy...
- No i co się z nim stało?
- Mówią, że zmarł wkrótce potem... Ale on od początku nie był podobno zdrowy... A tak nieszczęśliwie się zło­żyło, że przybył w porze tajfunów i praca była nadzwy­czaj ciężka...
- Dlaczego nie uciekł od razu?
Kobieta nie odpowiedziała. Myślała chyba, że to takie oczywiste, że nie ma potrzeby odpowiadać. Nie uciekł, bo nie mógł uciec. To chyba wszystko, co o tym można powiedzieć.
- Czy ktoś jeszcze?...
- Hm, zaraz na początku tego roku był chyba uczeń. który sprzedawał książki czy coś takiego.
- Znowu jakiś wędrowny sprzedawca?
- To były cienkie książeczki, pamiętam, po dziesięć jen, skierowane przeciwko czemuś.
- Aa, jakiś działacz studencki na wakacjach - jego też złapaliście?
- On chyba jeszcze jest tu niedaleko, trzy domy stąd. - Oczywiście jemu też zabierają drabinę?
- Młodzi ludzie nie chcą tu pozostawać... W mieście pensje są dobre, są kina i restauracje, a sklepy otwarte codziennie...
- Ale chyba udało się komuś stąd uciec, prawda?
- Tak, to był młody człowiek, miejscowy, który uciekł do miasta. Tam wpadł w złe towarzystwo, chodził z nożem i nawet pisano o nim w gazetach. A gdy odsiedział swoje, przyprowadzili go z powrotem tutaj i teraz żyje chyba spokojnie ze swoimi rodzicami.
- Ja nie pytam o takich! Pytam o tych, którzy stąd uciekli i nie wrócili!
- Było to, co prawda, dość dawno. Pamiętam taki wypadek. Nocą uciekła cała rodzina. Przez jakiś czas dom stał zupełnie pusty. To bardzo niebezpieczne, gdyż za­chodziły tam nieodwracalne zmiany. Naprawdę, niebez­pieczne!... gdy w jednym miejscu piasek się obsunie, to tak jakby powstało pęknięcie w zaporze.
- Mówisz, że poza tym nikogo nie było? - Myślę, że nie.
- To absurd! - Tętnice pod uchem nabrzmiewały i uciskały gardło.
Nagle kobieta skuliła się niby osa znosząca jaja.
- Co ci jest? Boli?
- Tak, boli...
Dotknął zsiniałej ręki. Przecisnął palce między sznu­rami i zbadał puls.
- Czujesz, prawda? Tętno jest wyraźne... E, to nic poważnego! Przykro mi, ale chciałbym, abyś się poskarży­ła temu, kto jest za to odpowiedzialny.
- Przepraszam, czy nie mógłby mnie pan podrapać w szyję za uchem?
Zaskoczony, nie mógł odmówić. Między skórą a piaskiem znajdowała się gruba warstwa potu gęstego jak stopione masło. Miał wrażenie, jakby dotknął paznokciami skórki brzoskwini.
- Przykro mi, ale nie było nikogo, kto by się stąd wy­dostał...

Powered by MyScript