Piękne było też, i to, że aureola Magdaleny była zro­biona z miki...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
– Kłamie pan, kłamie pan dla dobra człowieka – tym razem w głosie Najbardziej Poszukiwanego Terrorysty Świata słychać było leniwy, choć...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

To jest znacznie droższe, bo mika jest jak srebro.
U Pelki mieli tylko jednego świętego. Świętkowa zawsze mawiała: „Wystarczy mi wejść do jakiegoś mieszkania i zaraz wiem, gdzie jestem”.
Michcia nie znosiła ludzi, którzy obnosili się ze swoimi cierpieniami. Wybałuszali oczy i wszystkim opowiadali o tym, ale prawdziwa kobieta powinna cierpienia skierować do wewnątrz, rosnąć i dojrzewać. Ciche cierpienie było wielkim cierpieniem! Zarah Leander, ta robiła to jak się należy!
Michcia ostrożnie wytarła sobie czubek nosa, żeby pudru nie zetrzeć. Kiedy mamulka była w kuchni, na­łożyła sobie szybko trochę pudru. Na lusterku puderniczki wypisano pięknym drukiem: „Pamiątka z Puszczykowa-Zdroju”. Był to podarek Helenki Hajduk na szesnaste urodziny.
Patrząc nieco z ukosa, jeśli światło padało z prawej strony, można było już dojrzeć wokół jej ust pierwsze oznaki cierpienia. Pierwsza zmarszczka była już wi­doczna, to przez tego Stanika, który wciąż z tym sa­mym przychodził. Ach, czegóż ona już nie przeszła!
Z powodu tej sukni u Palucha o mało nie wypłaka­ła sobie oczu. Ale mieli także inne obrazy. Nad mamulką w sypialni wisiał Jezus Chrystus. Był trochę przezroczysty; zresztą Bóg jest i tak niewidzialny, i można było zobaczyć jego serce, przez szaty. Teraz robią ubrania, które są już przezroczyste, gdy się je kupuje, ale wtedy trzeba coś pod spód włożyć. U oj­ca nad łóżkiem wisiał Jezus na Górze Oliwnej, w mo­mencie gdy próbował kielicha i mówił: „Ojcze, odsuń ten kielich ode mnie, albowiem nie jestem go go­dzien!”. Chciał zbawienie jeszcze odsunąć, ale nada­remnie. Kielich oznacza cierpienie, powiedział farorz. Istnieje wiele słów, które są tylko przypowieściami.
Skąd oni to wiedzą, jak taki święty wyglądał za ży­cia? Niedługo będę musiała zrobić sobie zdjęcie. W Porębie było dwóch fotografów: Marek i Reszka. Reszka był lepszy, bo dawał więcej tła. Kaśka Mro­zek miała zdjęcie w białej sukni na tle Bałtyku. Z ty­łu rekin, a z boku szykowny kosz plażowy. Jadzię Gluch sfotografowano w dwudzieste pierwsze urodzi­ny obok kolumny marmurowej za granicą. Tego to by Michcia nie chciała. Zbyt wyraźnie było widać, że marmur jest sztuczny i tylko tak namalowany. Daw­niej miała warkocze i co się napłakała, gdy mama rzekła: - Dzioucha, za tydzień wesele i zostaniesz niewiastą. Nie wypada warkoczy zabierać do małżeń­stwa, to nie przynosi szczęścia!
Zaszlochała cichutko, gdy sobie to przypomniała. Piękne, zdrowe włosy, każdy fryzjer lizałby palce, gdyby mu ktoś coś takiego sprzedał. Ale nigdy w ży­ciu nie sprzedałaby warkoczy! O nie! Chyba że w naj­większej biedzie, gdyby dziecko umierało z głodu i krzyczało: „Mamo, daj chleba!”.
Zbierało się jej na płacz, gdy sobie wyobraziła, jak idzie wolno pod murem do fryzjera Klappstocka i mó­wi: - Tu, panie Klappstock, weźcie to, tak musi być! - A Klappstock przypomina sobie, że ją kocha i łzy spływają mu po twarzy. Widziała kiedyś taki film A Stanik w tym czasie leży w łóżku śmiertelnie chory.
Teraz warkocze leżały w najniższej szufladzie komo­dy. Zawinięte w czysty, stary ręcznik. Od trzynastego roku życia szuflada ta służyła jej osobistym sekretom. Mama uprzątnęła wtedy tę szufladę dla niej, bo ta­kie było jej życzenie urodzinowe. Poza tym leżał tam jeszcze pięknie złożony welon ślubny, zawinięty w pa­pier gazetowy, bo powiadają: „Jeśli pozbędziesz się welonu, to i chleb ci wyjdzie z domu”. Teraz miała ochotę na lody owocowe o smaku malinowym z cze­koladą. Co też człowiekowi za myśli przychodzą do głowy! Ale Świętkowa zawsze mówiła: „Michcia to ma rozum po mnie. Ona na pewno dojdzie do czegoś.”

Powered by MyScript