Drugie, w łatach siedemdziesiątych, będzie już „postępowe", ale wcale nie bardziej realislyczne. Jezuici marzyli o powszechnej ewangelizacji, a także o władcy-filozofie; i odkryli to wszystko w Pekinie. Nasi rzekomo postępowi intelektualiści marzyli o równie powszechnej rewolucji i o genialnym przewodniku; gdzie mieliby ich szukać, jeśli nie tam? W trzysta lat po podróży Lecomte'a pisarzom: Rolandowi Barthesowi, Philippe'owi Sollersowi i Jacquesowi Lacanowi - a także wielu innym z tego pokolenia - podczas wyprawy do Pekinu również udało się niczego nie zauważyć. W samym środku wojny domowej, zwanej Wielką Proletariacką Rewolucją Kulturalną, Maria-Antonietta Macciocchi, uważa- Chiny wymyślone ;i§sxP 11 na wówczas we Włoszech i we Francji za intelektualny autorytet, napisała: „Po trzech latach niepokojów »rewolucja kulturalna« zapoczątkuje tysiąclecie szczęścia". Nowi filozofowie, na przykład myśliciele chrześcijańscy Guy Lardreau i Christian Jambet, w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku dopatrywali się w osobie Mao nowego wcielenia Chrystusa, a w Czerwonej książeczce - nowej wersji Ewangelii. Ich metaforyczna wizja maoizmu była lustrzanym odbiciem jezuickiej interpretacji konfucjanizmu, powrotną drogą wyobraźni. Jean-Paul Sartre, zawsze wyczulony na estetykę przemocy, był naturalnie maoistą, lecz nie uważał wcale, by podróż do Chin była konieczna. „Głupszym od nieuka jest głupiec uczony" — pisał Molier1. Nie wszyscy dali się nabrać na to powtórne zmyślenie Chin. W tych samych latach siedemdziesiątych belgijski pisarz Pierre Ryckmans (alias Simon Leys) oraz Rene Vienet, reżyser-, autor filmu Chinois, encore un effort pour etre revolutionnairesl (Chińczycy, jeszcze jeden wysiłek, żeby stać się rewolucjonistami!), w którym próbuje opowiedzieć za pomocą obrazu o naturze dyktatury maoistowskiej, zaobserwowali — wśród innych wskazówek — że nurt Rzeki Perłowej unosi powiązane ze sobą trupy aż do jej ujścia, gdzie leży Hongkong. Nie brakowało również pisanych informacji o masakrach — dla tych, którzy chcieli się z nimi zapoznać. Ale Ryckmans i Vienet znali prawdziwe Chiny, co sprawiało, że ich słowa i oskarżenie maoizmu były mniej na czasie niż jezuicko-lewackie fantazje. W 1971 roku Rene Vienet i Chan Hing-ho2 we własnej serii wydawniczej „Biblioteka azjatycka" opublikowali książkę Les habits neufs du president Mao (Nowe ubrania prezydenta Mao) Simona Leysa, która stała się potem klasyczną pozycją analizy maoistowskiej dyktatury. Tak jak o gułagach i nazistowskich obozach śmierci, tak i o maoistowskich zbrodniach nie można było nie wiedzieć w chwili, gdy je popełniano. W lalach siedemdziesiątych należało pewnie być maoistą, tak jak w XVIII wieku Europejczycy mieli bzika na punkcie chińszczyzny (niewinna moda), a w połowie XX wieku byli towarzyszami drogi stalinizmu. A dzisiaj znowu, bez większych zmian, nadeszło trzecie „zmyślenie" Chin. Czy delegacje mężów stanu i biznesmenów, które nieustannie przybywają do Pekinu, rozumieją Chiny lepiej niż przedwczorajsi jezuici i wczorajsi postępowi intelektualiści? To nic pewnego. Ich motywacją są inte- 1 Molier, Uczone białogłowy, 2,7, w: Teatr, tom 2, przet. Tadeusz Żeleński (Boy), Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978. Wszystkie przypisy pochodzą od redakcji. W pisowni hanyu pinyin: Chen Qinghao. 12 S*F Rok Koguta resy, zysk i racja stanu, ale czy w przypadku jezuitów nie było podobnie? Interesy niekoniecznie czynią człowieka jasnowidzem. Tak jak postępowi intelektualiści w latach siedemdziesiątych XX wieku, podróżnicy z następnego pokolenia nadal uważają, że wyprawa do Chin nie jest czymś zwyczajnym i nie można ich oceniać według takich samych kryteriów, jakie stosuje się wobec innych krajów Azji, choćby sąsiadujących z Chinami Korei czy Japonii. Uczestników zachodnich delegacji docierających do Pekinu zawsze ogarnia zdumienie, uczucie, że jest się gdzie indziej, podtrzymywane zresztą przez chińskich gospodarzy — mistrzów reżyserii (byli nimi również cesarze i Mao Zedong). Jesteśmy bezradni, gdy widzimy, jak zachodni oficjele przebywający z wizytą w Chinach zatracają wszelki krytycyzm. Chiny nie są wcale bardziej „egzotyczne" niż Afryka czy Indie, a od około dwudziestu lat są od nich nawet mniej egzotyczne. Lecz Wielkie Chiny, rodem ze świata fantazji, wciąż nie pozwalają zobaczyć Chin rzeczywistych.
|