Na spodeczkach, które nazywają się „przy-
stawki”, jak sama nazwa wskazuje, byli drobniejsze, ale również smaczne zakąski.
Rozchodziło się o to, żeby się nieboszczyk miał na tamtem świecie czem po-
silić i nie przychodził rodziny straszyć pętaniem się w nocy po kuchni.
Logiki w tem wszystkiem nie było za grosz. Bo jeżeli nawet wierzemy, że cały
nieboszczyk może mieć chęć od czasu do czasu przetrącić jakąś przystaweczkie
pod jeden głębszy, to spalony, wymieszany z węglem i umieszczony w kloszu,
gdzie będzie zębów szukał?
Ale nie mamy prawa za bardzo podgrymaszać i obrażać uczuć religijnych na-
szych staroświeckich rodaków, bo za to można sobie niewąsko posiedzieć. Mu-
siem wierzyć dosłownie w to, co nam fachowcy mówią, i cieszyć się, że Śródmie-
ście przestanie fasony Targówkowi robić. Kto komu? Co trzy tysiące osiemset, to
nie głupie osiemset. Z czem do gościa — z tatą rybakiem?
Ciuchy
— Jak już nazywa się, że jesteśmy na Targówku, musiem za jedną drogą,
szanowne turyści, zwiedzić całe Pragie.
Praga dzieli się na Pragie Starą, czyli Szmulki, i Nową, czyli dawniejsze Koza-
ki, bo kozackie kazarmy się tu kiedyś znajdowali. Po kazarmach zostało się puste
pole, na którem chłopaki w klipe potem grywali i miejscowa pomoc domowa na
flankiery z żołnierzami się udawała. Teraz widziem tu bloki jak wielkie nieszczę-
ście, czyli nowoczesną dzielnicę mieszkaniową w podobieństwie Muranowa, bo
tyż bielizny nie ma gdzie suszyć. Ale lepiej w przymokrej troszkie koszuli cho-
dzić, niż męczyć się na kupie po dziesięć osób w pokoju, jak to dawniej nieraz
bywało. W salonach się mieszka na dwadzieścia cztery fajerki — to gront, a drob-
ne felerki z czasem dadzą się jakoś usunąć.
Zaczniem, proszę wycieczki, zwiedzanie od Starej Pragi. Najważniejszem
tutaj zabytkiem są tak zwane „Ciuchy”, czyli handel amerykańską starzyzną.
Trafiają się tu różne okazje. Na przykład można niedrogo kupić smoking samego
Trumana. Z mortusu po redukcji zmuszony był go opylić tutejszem handlarzom.
Także samo dużem odbytem cieszą się balowe kiecki niejakiej Marleny Wy-
trych, co za artystkie w kinie przedstawia. Suknie te bywają czasem troszkie
draczne, z widoczkami, jak: cicha noc księżycowa, walka byków, ogólny rzut oka
na rzeźnie w Chicago i temuż podobnież.
Nie wszystkie, rzecz jasna, smokingi są z Trumana, nie wszystkie ciuchy dam-
skie po Marlenie.
Jeden mój znajomy, niejaki Gwizdalski Wincenty, kupił tu czarny świąteczny
garnitur z legularnem napisem pod wieszakiem: „Made in USA, New York”. Ale
jak się ta kartka odpruła, okazała się pod nią druga z następującą firmą: „B. Bo-
cian, krawiectwo męskie, damskie i dziecinne. Łomża ul. Cmentarna 6”. Z tego
widać, że w tem New Yorku kanciarzy nie brakuje.
Jako drugie historyczne pamiątkie zmuszone jesteśmy obejrzeć szyny i bu-
denki stacji „Most”, to jest tyle, co nam się po nieboszce „ciuchci” zostało, która,
jak wiadomo, przez długie lata zasuwała z Jabłonny do Karczewia i woziła nasz
na mahoniowe powietrze. Niejeden warszawiak co prawda w nieszczęście wpadł
72
przez te kolejkie, jak w niedzielny wieczór z majówki do Warszawy wracał. Za-
czynało się to przeważnie w ten deseń, że w wagonach tłok był niemożebny i na
stopniach się jechało. Niech się tylko pokazał na takiem stopniu mężczyzna w ma-
tremonialnem wieku, zaraz się koło niego jakaś laleczka z bukietem bzu znalazła
i do tej pory ze strachu krzyczała, aż przez samą grzeczność brał ją za pierw-
szą krzyżową i trzymał, żeby czasem nie zleciała. Potem ona bukiet do nosa mu
przystawiała — bez go zamroczył — i gotów. Niebezpieczna lokomocja, wsiadł
człowiek na godzinę, a leżał na całe życie. Ale mimo tego wdzięczność musiem
|