Odsunęła się.
– Uważaj, o co prosisz, tak?
– Mniej więcej. – Rzucił pudło na tył dżipa i zaczął się sadowić na fotelu kierowcy.
– McCree, to mój samochód. Przynajmniej tak jest w papierach.
– To znaczy?
– Ja prowadzę.
– Jesteś przeszkolona w kaskaderskich pościgach?
Odwróciła się bez słowa i zajęła miejsce pasażera. Drzwi zatrzasnęły się za nią. Z hukiem.
– Z decyzjami jest tak – powiedział Rand, włączając silnik – że zawsze okazują się trudniejsze,
niż się wydaje w chwili, kiedy się je podejmuje.
– Co jeszcze powinnam wiedzieć?
– Każdy ma nie do końca czyste pobudki.
– Nawet ty?
– Tak.
– A St. Kilda Consulting? – drążyła Kayla.
– To organizacja założona przez ludzi, którzy nie są w stu procentach aniołami.
– Joe Faroe?
– On nie jest aniołem.
– Jak Bertone – stwierdziła Kayla.
– Nie. Faroe jest niezłym sukinsynem, ale jest honorowy. Bertone to szumowina.
– A jeśli nie chcę jechać do Royal Palms? Mam wybór?
– Masz taki sam wybór, jaki miałaś w ogrodzie, zanim się pojawiłem.
– Walczyć i umrzeć – mruknęła. – Ty naprawdę umiesz bajerować dziewczynę.
– Jesteś kobietą.
– Co nie znaczy, że nie lubię komplementów – odparła.
– Ilekroć nazwałem cię piękną albo dotknąłem, sztywniałaś, jakbym cię poparzył.
Wzruszyła ramionami.
– Wszystko przez to, że poluje na mnie porywacz.
– Uwalnia twoją wewnętrzną wściekłość?
– To też. – Kayla się uśmiechnęła. – Ale przede wszystkim uzmysławia mi, że mój kolejny
oddech jest darem, nie oczywistością.
Kąciki ust Randa opadły, kiedy pomyślał o Reedzie.
– Amen. Zadziwiające, jak bardzo ułatwia decyzje świadomość kruchości życia. Tak naprawdę
wystarczy sobie zadać pytanie: Czy jeśli tego nie zrobię, będę żałował, schodząc z tego świata?
Pierwsza myśl, jaka przyszła Kayli do głowy, to czy żałowałaby, gdyby zlekceważyła iskrzenie
wyczuwalne między nią a Randem.
Dotarło do niej, że już dawno żaden mężczyzna nie wzbudził w niej zainteresowania, irytacji i
świadomości wszystkich różnic między płciami.
Też sobie wybrałaś moment! – zganiła się w duchu.
– Więc żałujesz tylko tego, czego nie zrobiłeś – podsumowała.
– Tak.
– I dlatego pracujesz dla St. Kilda, zamiast poświęcić się całkowicie malowaniu?
– Z St. Kilda będę współpracować naprawdę krótko – odparł.
– Odnoszę wrażenie, że nie jesteś zachwycony tym, że pracujesz dla St. Kilda.
– Bo nie jestem.
– Więc dlaczego dla nich pracujesz?
– Złożyli mi propozycję nie do odrzucenia.
– Grozili ci?
Palce Randa zacisnęły się na kierownicy dżipa, który mknął w ciemności, zostawiając za sobą
stożek światła. Pustynna noc i rozpraszające mrok światło, których Reed nigdy nie zobaczy.
– Pracuję dla St. Kilda z powodów osobistych, które nie mają nic do rzeczy, jeśli chodzi o twoją
decyzję – wyjaśnił.
– Jaką decyzję?
– Jechać czy nie jechać do Royal Palms.
– Gdzie ty, tam i ja – mruknęła z sarkazmem.
Wybuchnął śmiechem. Wtedy dotarło do niego, że od dawna się nie śmiał.
– Lubię cię, Kaylo Shaw.
– Nawzajem, Randzie McCree. No, na ogół.
Kusiło go, żeby spytać, co przez resztę czasu, ale się powstrzymał.
– W planie nie było tego, że cię polubię.
– W jakim planie?
– St. Kilda Consulting nie jest idealna, ale jest potrzebna w dzisiejszych czasach zbrodni na
międzynarodową skalę, upadłych i upadających państw, pechowych miast i zwykłych dzikich rejonów.
Jest potrzebna we wszystkich tych miejscach, gdzie prawomocnie ustanowione rządy są prawie
bezużyteczne, a skorumpowane władze mają się świetnie.
Spojrzała na niego.
– To odpowiedź czy unik?
– Jeśli pojedziesz do Royal Palms i zaskarbisz sobie sympatię Grace i Joego, będą chcieli, żebyś
pracowała dla St. Kilda. Jeżeli nie czujesz aż takiej wdzięczności, możesz zrezygnować.
|