- Co takiego? - przeraził się
Calrissian. - Mam pozwolić, żeby siemię fruwało po całej ładowni? Nie ma mowy. A poza
tym, ten ptak ma układ fizjologiczny delikatny jak kanarek. I nie pytaj mnie, dlaczego
51
@
Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona
mianowali kogoś takiego policjantem. Udzielenie odpowiedzi na to pytanie wymagałoby
przyjęcia założenia, że wyższe władze znają pojęcie logiki.
Kiedy dziwaczna grzęda została odkręcona, Lando i Vuffi Raa przesunęli ją w inne miejsce,
gdzie wywiercili nowy komplet otworów w metalowych płytach. Hazardzista pomyślał, że
wszyscy odpowiedzialni za sytuację, w jakiej się znalazł - a zwłaszcza za ostatni gwóźdź
do trumny, czyli bałagan na pokładzie frachtowca - jeszcze kiedyś mu zapłacą.
Z przykręceniem trzech pierwszych śrub nie było najmniejszych kłopotów. Podobnie jak
poprzednio. Zrezygnowany Lando popatrzył na Vuffiego Raa. Mały android odwzajemnił
mu się takim samym spojrzeniem. Mimo iż nie miał głowy, a w torsie płonęło tylko jedno
oko, jego właściciel wiedział, co czuje mechaniczny przyjaciel. Znał go na tyle dobrze, że
potrafił się w tym zorientować, jedynie obserwując ruchy macek. Obaj umieścili czwartą
śrubę w otworze, a następnie Calrissian przyłożył klucz do sześciokątnego łba.
- Jeżeli tym razem się nie uda, stara obrabiarko, będziemy musieli sprowadzić ogromną
drucianą klatkę!
W przypominających plaster miodu głębinach Oseona Sześć Tysięcy Osiemset
Czterdzieści Pięć biegły grube rury, w niektórych miejscach mające nawet dwa metry
średnicy. Wykorzystując energię atomowego stosu, przesyłały powietrze, wodę i inne
ważne substancje do hoteli, biur, sklepów i wielu miejsc, odwiedzanych przez istoty
ludzkie. Tak głęboko nie zapuszczał się chyba nikt oprócz naprawczych androidów. Te
zaś pojawiały się co jakiś czas i jakby od niechcenia dokonywały inspekcji albo usuwały
awarie. Właśnie tu wyznaczono miejsce spotkania.
- A jednak przyszedłeś - szepnęła postać, odziana w szare ubranie. Strój przypominał
mundur, pozbawiony wszelkich oznak i naszywek, które umożliwiałyby identyfikację
stopnia czy rodzaju jednostki. Widoczna między stojącym sztywnym kołnierzykiem a
wojskową czapką twarz zdradzała, że rozmówca jest osobą młodą. Był to pierwszy oficer
z gwiezdnego krążownika „Wennis”. Ukryty w cieniu transformatora mającego rozmiary
sporego gwiezdnego statku, mówił tak cicho, że nie dałoby się usłyszeć ani słowa w
odległości dwóch albo trzech kroków od basowo pomrukującego urządzenia.
Druga osoba, rzucająca się w oczy mniej niż pierwsza, stała w jeszcze intensywniejszym
cieniu, osłonięta od stóp do głów zwojami fałdzistej tkaniny. Była wyższa niż zastępca
dowódcy „Wennisa”, ale nie odzywała się ani słowem. W odpowiedzi na powitanie tylko
kiwnęła głową.
- To dobrze - syknął oficer, zapewne przyzwyczajony do takiego stylu prowadzenia
rozmowy. - Czy rozumiesz, co masz zrobić, kiedy dotrzesz na Oseon Pięć Tysięcy
Siedemset Dziewięćdziesiąt Dwa? Nie możesz się zawahać ani popełnić jakiegokolwiek
błędu. Starszy Administrator wymyślił legalny sposób, za pomocą którego będzie chciał
nas przechytrzyć, a zatem musimy pokrzyżować jego plany! Otrzymaliśmy wyraźne
rozkazy, które najprawdopodobniej wydano na samej górze.
Całkowicie osłonięty wysoki rozmówca znów tylko skinął głową.
- W takim razie wszystko ustalone. Jeżeli nie zawiedziesz, otrzymasz hojne wynagrodzenie.
Nasz... ehm... przełożony umie się odwdzięczyć. Potrafi także okazać niezadowolenie,
jeżeli zdradzisz jego zaufanie.
Zamaskowana postać lekko się wzdrygnęła, ale powodem było zapewne zimno. Chociaż
w sąsiedztwie pracowało wiele urządzeń, panował chłód, a przy każdym oddechu
pojawiały się ledwo widoczne chmurki pary.
Istota wzdrygnęła się po raz drugi. Może więc jednak powodem nie było zimno?
Nie mówiąc więcej ani słowa, odziany w szary mundur oficer odwrócił się i wyszedł.
Bardzo mu się spieszyło. Wiedział, że zanim wróci na pokład „Wennisa”, musi się z
kimś spotkać. Na samą myśl o tym czuł przerażenie, tym bardziej że miejsce spotkania
52
@
Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona
wyznaczono jeszcze głębiej we wnętrzu asteroidy.
Wysoka, osłonięta fałdzistym materiałem istota, z którą rozmawiał, także odwróciła
się i zniknęła. Pozostało po niej samotne, puchate, żółte piórko. Poddając się prądowi
chłodnego powietrza, przez chwilę unosiło się nad posadzką. Później delikatnie spoczęło
na szorstkiej powierzchni i znieruchomiało.
Lando miał mieszane uczucia, co w jego sytuacji było całkiem zrozumiale. Właśnie wsunął
naładowany paralizator pod szeroką szarfę, opasującą lotniczy kombinezon, który zwykle
wkładał przebywając na pokładzie „Sokoła Milenium”. Pamiętał, że samo posiadanie takiej
broni uchodziło w systemie Oseona za ciężkie przestępstwo, zagrożone karą śmierci. W
dodatku egzekucja tej kary była tak potworna, że powieszenie, zagazowanie, a może
nawet tortury nerwów, wydawały się lekkimi sposobami zejścia z tego świata.
Pewną pociechę stanowił fakt, że Calrissian działał z bezpośredniego rozkazu wydanego
- co prawda tylko ustnie - przez Loba Doluffa. Wyglądało na to, że Starszy Administrator
rzeczywiście jest gotów zrobić wiele, aby hazardzista nie stracił życia. Możliwe, iż bardziej
pragnął tylko tego, żeby Bassi Vobah i Waywa Fybot wykonali wszystko dokładnie tak,
jak im rozkazał.
Pistolet, na którego zwrot Lando tak nalegał, miał stanowić dodatkową - chociaż niezbyt
pewną- gwarancję, że wszystko potoczy się zgodnie z planem.
Młodzieniec popatrzył na Vuffiego Raa, którego ruchliwe macki przestawiały dźwignie
|