[por

Linki

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Mt 7, 7n, Łk 11,9n] Wy jednak, prosząc Ojca, nie zwracacie się do ziemskiego przyjaciela, lecz do Przyjaciela Doskonałego, którym jest Ojciec Niebieski. Dlatego mówię wam: “Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam”. Faktycznie, kto prosi, ten otrzymuje; kto szuka, w końcu znajduje; a kto puka, temu otwierają drzwi. Które z ludzkich dzieci widzi, że dostaje do rąk kamień, jeśli prosi swego ojca o chleb? Kto widzi, że otrzymuje węża zamiast pieczonej ryby? Nikczemnikiem byłby ojciec, gdyby tak postąpił wobec dziecka. Już to powiedziałem i powtarzam, aby was przekonać o znaczeniu dobroci i ufności. Skoro człowiek o zdrowych zmysłach nie da wam skorpiona zamiast jajka, to z tym większą dobrocią da wam Bóg to, o co prosicie! Ponieważ On jest dobry, a wy bardziej lub mniej źli jesteście. Proście zatem z miłością pokorną i dziecięcą waszego Ojca o chleb.
[por. Mt 6,12; Łk 11,4] ‘Odpuść nam nasze długi, jako i my je odpuszczamy naszym dłużnikom’
Istnieją długi materialne i duchowe. Są też długi moralne. Jest długiem materialnym moneta lub towar pożyczony, który ma być zwrócony. Długiem moralnym jest szacunek wymuszony, a nie odwzajemniony oraz miłość chciana, lecz nie okazywana. Długiem duchowym jest posłuszeństwo [należne] Bogu – od którego wymaga się wiele, chociaż daje się mało – i miłość wobec Niego. On nas kocha i powinien być stale kochany, jak winna być kochana matka, żona, dziecko, od których wymagamy tak wiele. Egoista chce mieć, ale nie daje. Ale egoista – to antypody Nieba. Mamy długi wobec wszystkich. Od Boga po rodziców, od nich aż po przyjaciela, od przyjaciela po bliźniego, od bliźniego po sługę i niewolnika. Oni wszyscy są bowiem takimi samymi istotami jak my.
[por. Mt 6,15] Biada temu, kto nie przebacza! Nie będzie mu przebaczone. Przez wzgląd na sprawiedliwość Bóg nie może darować człowiekowi długu – [jaki ten ma] wobec Niego, Najświętszego – jeśli człowiek nie przebacza równemu sobie bliźniemu.
[por. Mt 6,13; Łk 11,2] ‘Nie wódź nas na pokuszenie, ale wybaw nas ode Złego’
Człowiek, który nie odczuwał potrzeby dzielenia z nami uczty Paschalnej, zapytał Mnie prawie rok temu: “Jak to, Ty prosiłeś o to, by nie być kuszonym, i o pomoc w samej pokusie?” Byliśmy tylko my sami... i odpowiedziałem mu. Potem byliśmy we czwórkę, w opustoszałej okolicy, i ponownie udzieliłem mu odpowiedzi. Jeszcze mu nie wystarczyło, bo w duchu twardym trzeba zrobić wyłom i zniszczyć złą twierdzę zaciętości. Dlatego powtórzę to jeszcze jeden raz, dziesięć, sto razy, aż wszystko zostanie zrozumiane. Ale wy – nie opancerzeni nieszczęsnymi naukami ani jeszcze bardziej nikczemnymi namiętnościami – zechciejcie się modlić w ten sposób. Proście pokornie, aby Bóg stawiał przeszkody pokusom. O, pokoro! Znać siebie takim jakim się jest! Znać się, ale bez nienawidzenia siebie. Mówcie: “Mogę upaść, nawet jeśli wydaje mi się, że tak się nie stanie, bo mój osąd samego siebie nie jest doskonały. Dlatego, mój Ojcze, daj mi, o ile to możliwe, wolność od pokus, trzymając mnie tak blisko Ciebie, żeby Zły nie mógł mi szkodzić.” Pamiętajcie o tym, że to nie Bóg kusi do Zła, lecz że to Zło kusi. Proście Ojca, aby podtrzymywał was w waszej słabości do tego stopnia, żeby szatan nie mógł jej wodzić na pokuszenie.
Skończyłem, Moi umiłowani. To jest Moja druga Pascha z wami. W ubiegłym roku podzieliliśmy się tylko chlebem i barankiem. W tym roku daję wam modlitwę. Inne dary ofiaruję wam w czasie innych świąt Paschy, jakie spędzę z wami, abyście – kiedy pójdę tam, gdzie chce Ojciec – w czasie każdego święta baranka mojżeszowego, wspominali Mnie, Baranka.
Powstańcie. Chodźmy. Wejdziemy ponownie do miasta o świcie. Jutro też ty, Szymonie, i ty, bracie Mój (wskazuje Judę), pójdziecie po niewiasty i dziecko. Ty, Szymonie, synu Jony, i wy pozostali, będziecie ze Mną aż oni powrócą. Następnie udamy się razem do Betanii.»
Schodzą do Getsemani. Wchodzą do domu na spoczynek.
65. JEZUS I POGANIE W BETANII
Napisane 29 czerwca 1945. A, 5478-5491
W spokoju szabatu Jezus odpoczywa blisko pól lnu, należących do Łazarza, całych w kwiatach. Zamiast: “blisko pól lnu” – można by rzec: zanurzony w bardzo wysokim lnie, siedzi na skraju bruzdy, pochłonięty własnymi myślami. Przy Nim jest tylko kilka milczących motyli i jakaś jaszczurka, która podchodzi z szelestem i patrzy na Niego gagatowymi ślepiami, podnosząc trójkątną głowę. Gardziel ma jasną, pulsującą. Nic więcej. W to kończące się popołudnie nawet najlżejsze tchnienie wiatru nie porusza wysokich łodyg.
Z daleka, być może z ogrodu Łazarza, dochodzi śpiew jakiejś niewiasty, a z nim radosne krzyki dziecka, które z kimś się bawi. Potem jeden, dwa, trzy głosy wołające: «Nauczycielu!»
«Jezu!»
Jezus podrywa się i wstaje. Wyłania się z tego zielono-błękitnego morza, choć len w pełni swego rozkwitu jest wysoki.
«Janie, On tam jest!» – woła Zelota.
A Jan z kolei krzyczy:
«Matko, Jezus jest tam, we lnie!»
Kiedy Jezus zbliża się ścieżką, prowadzącą w stronę domu, Maryja podchodzi.
«Czego chcesz, Matko?»
«Mój Synu, przybyli poganie z niewiastami. Mówią, że dowiedzieli się od Joanny, że tutaj jesteś. Mówią też, że oczekiwali na Ciebie w tych dniach przy [wieży] Antonia...»
«A, rozumiem! Już idę. Gdzie oni są?»
«W domu Łazarza, w ogrodzie. Rzymianie bardzo go lubią, bo on nie odczuwa wobec nich odrazy, jaką my mamy. Kazał im wjechać wozami do wielkiego ogrodu, aby nikogo nie gorszyć.»
«To dobrze, Matko. To żołnierze i rzymskie niewiasty. Wiem to.»
«A czego chcą od Ciebie?»

Powered by MyScript