Nie pytała o strzały trafiające w jej drzwi. A to oznacza, że są świetnie izolowane i u niej tego nie słychać.
Han trzymał blaster wycelowany z grubsza w kierunku więźniów i drzwi prowadzących na zewnętrzny korytarz. Wydawało mu się, że słyszy dobiegające zza nich odgłosy wystrzałów. Jedi są już pewnie w drodze, ale między nimi a tym biurem znaleźli się zapewne obrońcy budynku Senatu, a to mogło już stwarzać pewne problemy.
Hapańska ambasador, kobieta w średnim wieku i wyglądzie bohaterki rodem z niezwykle
kosztowych holofilmów, obrzuciła go gniewnym spojrzeniem.
- Wcale nie narobiłam sobie wstydu - mruknęła.
- Ależ oczywiście, że nie, skarbie. Ale nadal możesz to zrobić. - Han sięgnął w dół i podciągnął bothańskiego sekretarza do pozycji siedzącej. - W porządku, to twoja ostatnia szansa.
Otwieraj drzwi albo cię ogolę, wrzucę do kubła ze złotą farbą i sprzedam Jawom na części zamienne.
Bothanin się skrzywił.
- Nie jestem droidem.
- No to cię sprzedam wyjątkowo głupim Jawom.
Tym razem Bothanin pokręcił głową.
- Przepraszam, generale, ale nie pomogÄ™ panu, pan zaÅ› mnie nie sprzeda. Nie darmo jest pan bohaterem Sojuszu.
Han stęknął z obrzydzeniem i upuścił sekretarza na ziemię.
- Leia, przysięgam, że nienawidzę mojej dobrej reputacji. Nienawidzę.
Leia bez słowa oddała kolejny strzał.
Odgłosy ostrzału blasterowego słychać było coraz wyraźniej i bliżej. Han spojrzał gniewnie na swoich więźniów.
- Przepchnijcie tę sofę pod ścianę i schowajcie się za nią. - Spojrzał w dół na Bothanina. -
Ciebie to też dotyczy.
- Dziękuję, proszę pana. Wiedziałem, że jest pan jednym z tych dobrych...
- Stul dziób.
Więźniowie przenieśli w jedno miejsce sofę i kilka stołów i zbili się za nimi w gromadkę.
Ledwo zdążyli, kiedy otworzyły się zewnętrzne drzwi. Do biura weszło dwóch opancerzonych szturmowców, ostrzeliwujących cele na zewnątrz.
Han wycelował, uważnie i z premedytacją, w kark stojącego bliżej szturmowca, którego w tym miejscu nie chroniła zbroja. Udało mu się trafić w przerwę w pancerzu. Szturmowiec wydał
bolesne stęknięcie i upadł na twarz, znikając z pola widzenia.
Jego towarzysz odwrócił się i złożył do strzału. Han ponownie wystrzelił, trafiając tuż poniżej dolnej krawędzi zbroi. Szturmowiec przewrócił się i wpadł bokiem do biura. Drzwi się zamknęły.
Bothanin wyjrzał zza sofy.
- Mam panu przynieść ich broń?
- Mam ci strzelić w łeb?
- Nie, proszę pana. Dziękuję, proszę pana.
Sekretarz ponownie schował się za sofą.
Han ostrożnie podszedł do leżącego szturmowca. Schował broń do kabury z taką samą
szybkością, z jaką ją zwykle wyciągał...
A przynajmniej spróbował to zrobić. Bo broń nie była jego, no i nie miał kabury.
Bezmyślnie upuścił pistolet na dywan.
Zaklął jak Wookie, licząc na to, że Leia nie zauważyła jego błędu, po czym chwycił karabin szturmowca i przełączył go na ogłuszanie.
- Leia... - zagadnÄ…Å‚.
- Cicho, Han. To nic nie daje.
Ponownie otworzyły się zewnętrzne drzwi. Han dostrzegł sunącą w jego stronę ścianę
opancerzonych pleców. Otworzył ogień, zalewając przeciwników pociskami ogłuszającymi.
Szturmowcy poprzewracali się, jak od ciosu ogromnego młota. Drzwi ponownie się zamknęły.
- Widziałeś, Kędziorku? Właśnie strzeliłem w plecy całej bandzie szturmowców. Czy coś takiego zrobiłby bohater Sojuszu?
Bothanin nie wyjrzał zza sofy, a jego głos był nieco przytłumiony:
- Założę się, że nastawił pan na ogłuszanie.
Han wydał drwiący pomruk.
- Han, zamień się ze mną - zarządziła Leia.
Przełączył karabin na pociski blasterowe, odwrócił się i odsunął o krok, chcąc zejść z linii ognia prowadzonego z zewnętrznych drzwi, po czym sam otworzył ogień w kierunku drzwi wewnętrznych. Pociski blasterowe powiększały dziurę, którą zrobiła Leia, posyłając w powietrze jeszcze więcej dymu i płonących kawałków izolacji.
Usłyszał, jak kolejny raz otwierają się zewnętrzne drzwi; Leia strzeliła w krótkich odstępach czasu cztery razy. Drzwi się zasunęły.
Gdy dzięki klimatyzacji dym nieco się rozwiał, odsłaniając wewnętrzne drzwi, Han
dostrzegł przebijające przez dziurę światło.
- Udało się. - Westchnął.
- Otwieram - uprzedziła Leia.
Stanęła obok niego i machnęła wolną ręką. Han przełączył karabin na ogłuszanie.
Ta chwila niosła ze sobą największe niebezpieczeństwo, ponieważ oboje skoncentrowali się na wewnętrznych drzwiach. Intuicja podpowiadała Hanowi, że szturmowcy na zewnątrz poświęcą trochę czasu na omówienie planu kolejnego ataku i dopiero wtedy przypuszczą szturm. Dzięki temu zyskiwali z Leią kilka sekund - całą wieczność dla starego, przebiegłego przemytnika i doświadczonej Jedi.
Leia sięgnęła przez Moc i wewnętrzne drzwi gabinetu Daali się otworzyły.
Wyskoczyły przez nie dwa niewyraźne kształty, ostrzeliwując się z blasterów.
Han odsunął się, przenosząc celownik z jednego przeciwnika na drugiego. Między nim a Leią przeleciał pocisk, i to bynajmniej nie ogłuszający. Kolejny trafił w dywan tuż przed jego stopą.
CzujÄ…c gorÄ…co, Han cofnÄ…Å‚ nogÄ™.
Falleen i człowiek, obaj noszący mundury marynarki, upadli nieprzytomni na dywan. Han nie zdejmował ręki ze spustu, ostrzeliwując wnętrze biura, choć w zasięgu wzroku nie pojawiły się już żadne cele.
Chwilę później z gabinetu usłyszał kobiecy krzyk, na tyle głośny, że wzniósł się ponad hałas karabinu:
- Wstrzymać ogień! Poddajemy się!
Leia odsunęła się, osłaniając zewnętrzne drzwi, ale wolną dłoń wciąż miała uniesioną, trzymając Mocą również te wewnętrzne.
Han zaprzestał ostrzału, ale nie opuścił broni.
- Wyjdźcie - rozkazał.
W drzwiach, z rękami podniesionymi do góry, pojawiła się admirał Parova.
- Admirał Daala jest nieprzytomna. Trafiła ją ta ostatnia seria.
Han usłyszał otwierające się zewnętrzne drzwi... a Leia nie wystrzeliła.
Zaryzykował spojrzenie przez ramię. Do biura wchodzili Mistrzowie Kam i Tionne.
Ponownie spojrzał na Parovę.
- Zabierz mnie do waszego przywódcy. Przybywamy w pokoju.
- Han! - skarciła go żona.
|