się matematyczno-empiryczna metoda, mogą wkroczyćanalizy filozoficzne...

Linki


» Dzieci to nie ksiÄ…ĹĽeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeĹ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Wątpliwości co do stanu psychicznego świadka i jego stanu rozwoju umysłowego mogą wynikać z informacji uzyskanych od innych osób w toku postępowania przygotowawczego, w...
»
Urządzenia państwowe mogą polegać w całości na monizmie prawa prywatnego lub publicznego, lecz w cywilizacji łacińskiej polegają od początku na dualizmie...
»
Entreri skinÄ…Ĺ‚ gĹ‚owÄ…, zadowolony, ĹĽe drobne sugestie Dwahvel, iĹĽ inne oczy mogÄ… być skierowane w ich stronÄ™, doprowadziĹ‚y przebiegĹ‚Ä… kobietÄ™ tak...
»
332MACIEJ GLOGERgicznej wizji opowiedzianej przez Dilorama, mogą liczyć na ostateczne przebaczenie?Kreacja Franki u końca powieści staje się...
»
również formy życia politycznego, w której obdarzeni cnotą ludzie będąsię czuli u siebie, jeżeli w ogóle mogą się tak czuć w...
»
obdarzeni, że żadnym sposobem od złych ludzi uczarowani być, w tej władzy nie mogą, o których tu pisać nie jest rzecz potrzebna, aczkolwiek po części nie...
»
Nosicieli fenyloketonurii można zidentyfikować dzięki testom bioche­micznym i mogą oni skorzystać z poradnictwa genetycznego (Stern, 1981)...
»
ekspertów; każdy z nich przegląda opinie po-zostałych i zmierza do konsensusu)Uwaga: mogą się pojawić uprzedzenia, np...
»
- Kobiety nie mogą być wzywane na świadków - powiedział - więc nie wolno mi zadać ci żadnego pytania...
»
Prawosławie i protestantyzm mają to do siebie, że nie mogą wprost istnieć bez poparcia władzy świeckiej...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Filozoficzna doktryna o stworzeniu świata przez Boga ma
ambicję wypełnić "ontologiczną dziurę". Nie jest to jednak dziura
wynikająca z tymczasowości lub niezupełności naszych obecnych
teorii, lecz raczej granica samej matematyczno-empirycznej metody
badania świata. W ogóle mówienie o "dziurze" w tym kontekście
może mieć tylko znaczenie retoryczne. Pytanie o usprawiedliwienie
istnienia nie ma charakteru dziury w tym, co wiemy. Jest to pytanie
globalne, które przenika wszystko. Bóg nie pojawia się tu w roli
"zapychacza dziur", lecz jako Transcendentna Granica naszej wiedzy.
Teologia stworzenia idzie jeszcze dalej - staje się refleksją nad
tą niepowtarzalną relacją, w jaką Stwórca wchodzi ze swoim
stworzeniem. Nie jest to już tylko abstrakcyjna doktryna. Niezauwa-
żalnie przechodzi ona w pewien styl życia.
14 S. Hawking, Czarne dziury i wszechświaty niemowlęce. Wy d. Alkazar,
Warszawa 1993, ss. 226-227.
15 Tamże, s. 227.
ROZDZIAŁ 16
CHRZEŚCIJAŃSKI POZYTYWIZM
l. Pozytywizm w Polsce i gdzie indziej
W okresie moich studiów uniwersyteckich (pierwsza połowa lat
sześćdziesiątych) pozytywizm miał się jeszcze bardzo dobrze. A w
każdym razie przez nadal dość szczelne granice informacyjne z
trudem docierały do Polski prace krytykujące jego dotychczas
niepodważalne tezy. O pierwszych pracach Quine'a dowiedziałem się
niejako mimochodem od wykładowcy logiki. O tym, że nie wystarczy
analizować pojedyncze teorie naukowe, lecz trzeba stawiać czoła
nauce jako całości zarówno w jej historii, jak i w jej obecnym stanie,
wyczytałem z jakiegoś artykułu, bodaj Geymonata, przetłumaczonego
na język polski. Były to czasy, w których książka Hempla Foun-
dations of Philiosophy ofScience mogła ukazać się tylko pod tytułem
Podstawy nauk przyrodniczych. Jakakolwiek filozofia inna od
marksistowskiej - choćby to była całkiem technicznie rozumiana
filozofia nauki - była nie do pomyślenia jako konkurencja na
czytelniczym rynku. Mimo to pozytywizm (zbliżony do pozytywizmu
Koła Wiedeńskiego) kwitł na polskich uczelniach. Trzeba go było
tylko zabarwić odpowiednimi deklaracjami ideowymi we wstępach
lub zakończeniach artykułów czy książek. Deklaracji tych i tak nikt
nie brał na serio, a były one - zdaniem autorów - stosunkowo
niewielką ceną za możliwość publikacji.
W każdym razie, jeżeli ktoś w tamtych czasach chciał odpowie-
dzialnie uczyć się filozofii nauki lub ją uprawiać, musiała to być
filozofia nauki typu pozytywistycznego, przynajmniej w jej technicz-
nym zrębie. Innej filozofii nauki nie było.
Studiowałem na uczelni katolickiej (KUL). Tam sytuacja była
inna niż na pozostałych uczelniach polskich. Za cenę pewnej
182
zaściankowości (wymuszanej drakońskimi przepisami) KUL mógł się
cieszyć (ściśle kontrolowaną!) swobodą uczenia nieokraszanej
marksizmem filozofii. Ministerstwo z dziwnym uporem pilnowało, by
w oficjalnych dokumentach zawsze określać ją przymiotnikiem
"chrześcijańska", a habilitacje robione na Wydziale Filozofii zatwier-
dzało jako habilitacje "z teologii, ze specjalizacją w filozofii". Tzw.
szkoła lubelska (podówczas w pełnym rozkwicie) to po prostu
neotomizm w egzystencjalnej interpretacji pochodzącej głównie od
Gilsona. Ale kierunek ten na KUL-u znajdował się pod ciśnieniem
dwu prądów. Dobre tradycje logiczne szkoły polskiej reprezentował
Ks. Prof Stanisław Kamiński. Wymuszały one głębsze refleksje
meta-filozoficzne. Stosunkowo niedawno założona sekcja filozofii
przyrody miała dość bogaty program w zakresie matematyki i nauk
empirycznych. Wiadomości zdobywane w ramach tego programu
często nie przystawały do neopozytywistycznej filozofii przyrody.
Myślę, że niektórzy wykładowcy tego przedmiotu dość jasno zdawali
sobie z tego sprawę. Wystarczy przejrzeć podręczniki, z jakich
wówczas uczyliśmy się filozofii przyrody. Sztuczne łączenie
neotomistycznej doktryny z filozofią nauki typu pozytywistycznego
(bo innej nie było) jest aż nazbyt widoczne. Przypuszczam, że
dyskusje pomiędzy studentami sekcji filozofii teoretycznej i sekcji
filozofii przyrody były znacznie częstsze i bardziej zajadłe niż
pomiędzy ich profesorami. Stwarzało to konieczność własnych
metodologicznych przemyśleń.
W każdym razie dość wcześnie wyrobiłem sobie pogląd, że w
pozytywizmie (a ściślej w neopozytywizmie, gdyż przede wszystkim
on był atrakcją epoki) należy wyróżnić dwie warstwy: warstwę

Powered by MyScript