Shech-Rar pokazał zęby, ale Hewlitt nie wiedział, czy miał to być uśmiech czy raczej skrzywienie. - Prosta odpowiedź. Dobrze. Niemniej, gdy statek taki jak Rhabwar przybywa z tajną misją, musi to budzić ciekawość. Również moją. Ale nieważne, doktorze. Czego dokładnie pan ode mnie oczekuje? Prilicla przeszedł do szczegółów. Gdy skończył po kilku minutach, oficer wyraźnie nie był zadowolony. - Trafiłem tutaj pięć lat po opisanych przez pana zdarzeniach - powiedział. - Osobiście, więc się tym nie zajmowałem. Wypadek ślizgacza, o którym mowa, został dogłębnie zbadany. Komisja ustaliła, że po części był on skutkiem złych warunków atmosferycznych, na które nałożyła się awaria systemu zasilania i sterów maszyny. Błąd popełnił też pilot, gdyż nie zaczekał na poprawę pogody. Możecie otrzymać kopię raportu komisji do badania wypadków lotniczych. Na marginesie dodam, że nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego młodzi ludzie, mający przed sobą całe życie, bywają tak lekkomyślni i tak łatwo podejmują ryzyko, podczas gdy starsi są o wiele ostrożniejsi, chociaż zostało im mniej czasu. - Parsknął, zapewne poirytowany implikacjami własnej dygresji. - Niezależnie od niejawnego charakteru misji muszę dodać, że przybycie Rhabwara i waszego zespołu jest dobitnym świadectwem, iż chodzi o coś nad wyraz ważnego. Niemniej, jeśli wasze śledztwo doprowadzi do odkrycia zaniedbań albo innych uchybień w zachowaniu i pracy moich podkomendnych, nie zezwolę na ich przesłuchanie bez oficjalnego potwierdzenia, że Korpus Kontroli podejmuje się reprezentowania ich interesów. Czy to jasne, doktorze? Kruche ciało empaty zadrżało, jakby Prilicla wyczuwał emanującą z ekranu złość Shech-Rara. - Zapewniam pana, pułkowniku, że to nie ten rodzaj śledztwa. Potrzebujemy zgody na zbadanie okolic, w których nastąpiły interesujące nas wypadki. Chcielibyśmy także porozmawiać z osobami, które miały wówczas z nimi coś wspólnego, o ile przebywają jeszcze na Etli i cokolwiek pamiętają. Niczego więcej nie zamierzamy robić. Znamy orientacyjne daty wszystkich zdarzeń, ale pańska pomoc przyda się przy identyfikacji określonych osób. Na razie nie znamy nawet ich nazwisk. - Te informacje znajdują się w notatkach sporządzonych przez mojego poprzednika - rzekł pułkownik. - Proszę zaczekać. Na ekranie pojawił się emblemat Korpusu, sugerujący, że oczekiwanie nie powinno być długie. Wszyscy na pokładzie milczeli, nie chcąc zaczynać rozmowy, która mogła w każdym momencie zostać przerwana. I rzeczywiście, po chwili Shech-Rar powrócił. - Interesujące was nazwiska to Stillman, Hamilton i Telford. Major Stillman, który był wówczas porucznikiem chirurgiem, przeszedł już na emeryturę, ale nadal jest zatrudniany przez bazę na Etli jako doradca do spraw kulturowych, podobnie zresztą jak doktor Hamilton, cywilny specjalista od stomatologii obcych. Kapitan Telford, w owym czasie starszy oficer medyczny bazy, został trzy lata temu przeniesiony na Duthę. Pełniący jego obowiązki porucznik Krack-Yar udostępni wam odpowiednie zapisy szpitalne. - Sprawa nie wymaga aż tego, byśmy się udawali na Duthę - oznajmił Prilicla. - Wobec braku osoby zajmującej konkretne stanowisko zadowolimy się kopiami sporządzonych wówczas zapisów i raportów. Prosilibyśmy o ich dostarczenie, gdy tylko będzie pan mógł się tym zająć, pułkowniku. Shech-Rar zwrócił się do kogoś, kto stał poza polem widzenia kamery, i pokiwał głową. - Kwadrans to nie będzie za długo? - Widzę, że nie marnuje pan czasu, pułkowniku - rzekł Prilicla. - Dziękuję, to będzie akurat. - Wyślę wam wszystko, co potrzebne, ale jeszcze mniej czasu stracicie, jeśli poprosicie majora Stillmana, aby został waszym przewodnikiem. Może zabrać was w każde z tych miejsc i przedstawić odpowiednim osobom. A potem, mam nadzieję, powiedzieć mi, co właściwie tu robicie... Hewlitt uznał, że bez dwóch zdań, pułkownik spędził sporo czasu między Kelgianami. - Dom, o którym pan wspomniał, nie jest już zamieszkiwany przez Ziemian. Nadal chcecie go odwiedzić? Wiszący w powietrzu Cinrussańczyk jakby się zachwiał, ale zaraz powrócił do równowagi. - Tak, pułkowniku. Chociażby po to, aby przeprosić jego mieszkańców, że Rhabwar wylądował nieproszony zaraz za płotem. Jako istota nad wyraz czuła na cudze emocje Prilicla zawsze starał się tak postępować, aby nie zrobić ani nie powiedzieć niczego, co mogłoby u kogoś wywołać złość albo niepokój. Sam by wtedy ucierpiał. Pułkownik był wprawdzie bardzo daleko, jednak odruch był chyba u Prilicli silniejszy. Z drugiej strony, jak kilka razy już zauważył Hewlitt, skrzydlaty potrafił niekiedy naginać prawdę do swoich potrzeb. Zdaje się, że to była jedna z tych sytuacji. - Major Stillman stawi się w śluzie statku za trzy godziny - oznajmił pułkownik. - Czy jest coś, czego ode mnie oczekujecie, doktorze? Prilicla nie zdążył się nawet odezwać, gdy połączenie zostało przerwane. - Mógłbym was tam zaprowadzić i bez pomocy Stillmana - powiedział Hewlitt. - A swoją drogą, dlaczego chcecie zajrzeć do domu? Tak naprawdę, nie biorąc pod uwagę tej uprzejmej formułki, którą usłyszał pułkownik.
|