- Nie jestem tak wysoka ani tak piękna. Rebeka obróciła się dookoła, aby ojciec mógł ją dokładnie obejrzeć. - Jesteś niższa, to prawda - przyznał, przypatrując się uważnie. - W kolorowej sukni wyglądasz znacznie lepiej niż w tych, białych muślinach, które musiałaś włożyć na swój debiut. Przykro mi, że nie będę świadkiem twego triumfu. - Dostałeś przecież zaproszenie na bal. Naprawdę mógłbyś zmienić zdanie i pojechać ze mną. Sir Anthony pokręcił głową. - Nie mam ochoty na wielkie zgromadzenia. Z Kennethem będziesz bezpieczna. - Mam nadzieję. To był jego pomysł - stwierdziła posępnie Rebeka. Odwróciła się i zeszła do salonu, gdzie mieli czekać na Michaela i Catherine Kenyonów, którzy zabierali ich na bal swoim dużym i wygodnym powozem. Kenneth już czekał w salonie. Odwrócił się, kiedy weszła. Rebeka stwierdziła ze zdziwieniem, że bardzo mu do twarzy w wieczorowym ubraniu. Z powodu potężnej budowy wybrał bardzo prosty strój. Kremowe spodnie, skórzana kamizelka i granatowy żakiet sprawiały, że wyglądał jak dżentelmen, nie kryjąc przy tym jego fizycznej siły i naturalnej pewności siebie. Przedstawiał imponujący widok, ale tym razem Rebeka nie chciała go malować; tym razem miała ochotę go pocałować. Kenneth podszedł i wziął ją za rękę. - Wyglądasz wspaniale - powiedział. - Zakasujesz wszystkie damy na balu. Podziw w jego oczach przeszył ją dreszczem. Odczuwała coraz większą chęć, aby go pocałować, obawiała się jednak, że nie prowadziłoby to do niczego dobrego. - Wolałabym nie zwracać na siebie uwagi - powiedziała, lekko ściskając go za rękę. - W gruncie rzeczy naprawdę chętniej zostałabym w domu, żeby malować. - Spędzisz cudowny, niezapomniany wieczór! - zawołał ze śmiechem Kenneth. - Przyrzekam. Przeszedł przez pokój i wziął coś ze stołu, po czym odwrócił się do Rebeki z wahaniem. - Mam dla ciebie drobnostkę. Na pamiątkę pierwszego balu. Podał jej wachlarz. Rebeka rozsunęła płytki z kości słoniowej i wybuchnęła śmiechem. Na jedwabiu widniał orientalny wzór z liści i kwiatów, a pośród kwiatów bawił się mały rudy kociak. - Sam to namalowałeś, prawda? Nikt inny by czegoś podobnego nie stworzył. - Rebeka przyłożyła otwarty wachlarz do sukni. - I pasuje kolorystycznie. - Nic trudnego, skoro widziałem wcześniej twoją suknię - powiedział Kenneth obojętnym tonem, ale Rebeka widziała, że jest zadowolony z jej reakcji. Tym razem pocałowała go, stając na palcach, aby szybko dotknąć wargami jego warg i jeszcze szybciej się odsunąć. Odłożyła wachlarz, który kupiła dwa dni przedtem, i uważniej obejrzała podarunek Kennetha. Wachlarze malowane na zamówienie nie były wprawdzie niczym nadzwyczajnym, lecz ten był wyjątkowy. - Doskonale malujesz akwarelami. Potrafisz nawarstwiać farbę tak, żeby w pełni wykorzystać jej przejrzystość. - Malowanie wachlarza było miłą odmianą po harówce przy farbach olejnych - powiedział z grymasem. - Jeśli nawet zrezygnujesz z farb olejnych, odniesiesz sukces jako akwarelista. Wiesz, że akwarele także przyjmują do akademii? Kenneth spojrzał na nią ze zdumieniem. - Nie wiedziałem. Nigdy nie byłem na wystawie w akademii. Rebeka zamknęła wachlarz i zawiesiła go sobie na ręce. - Powinieneś dać jakąś swoją akwarelę na wystawę. - Nie mogę - odparł przerażony. - Owszem, możesz. Wpatrywał się w nią z osłupieniem, kiedy usłyszeli stukot kopyt i odgłos kół. Kenneth z wyraźną ulgą podszedł do okna i odsunął zasłonę. - Są już Kenyonowie. Musimy jechać. Podał jej płaszcz. Wsunęła go na siebie, czując wyraźnie miękki dotyk aksamitu i ciepłe, mocne ciało Kennetha za sobą. Tak by chciała się o niego oprzeć. Objąłby ją ramionami i może pocałował w szyję.... - To bardzo wygodne mieć brata hrabiego - powiedziała z lekką zadyszką. - Michael i Catherine mogą korzystać ze wszystkich udogodnień, nie ponosząc żadnych kosztów. - To jest coś więcej niż wygoda; w tym przypadku to prawie cud. - Kenneth włożył płaszcz i otworzył drzwi. - Przez wiele lat Michael, podobnie jak ja, nie utrzymywał kontaktów z rodziną. Nawet w większym stopniu, bo ja przynajmniej kontaktowałem się z siostrą. Kiedy Stephen, brat Michaela, odziedziczył tytuł, podjął kroki, aby naprawić stosunki. To było bardzo szlachetnie z jego strony. Rebekę zainteresowała opowieść Kennetha. Może była szansa na porozumienie ojca i jego brata? Chyba nie. Lord Bowden musiałby zrobić pierwszy krok, a on raczej nie należał do tych, którzy wybaczają stare winy. Rebeka z westchnieniem ruszyła do powozu. Na świecie było stanowczo za dużo nienawiści. Bal był niesłychanie widowiskowym wydarzeniem. Błysk lakierowanych powozów, światło pochodni na tle nocnego nieba, wystawny blask bogatych materiałów. Niestety, chęć ucieczki przeszkadzała Rebece w docenianiu tych widoków. Wszystko wokół ją przytłaczało. Zdawała sobie wprawdzie sprawę, że niewiele osób w ogóle zwróci na nią uwagę, ale mocno zacisnęła rękę na ramieniu Kennetha, kiedy podchodzili w kolejce do gospodarzy. Nienawidziła tłumów. Nienawidziła ich z całej siły.
|