- Trzymaj się z dala od tych paniuś z miasta, chłopcze...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
Z jednej strony na Ziemię startowały obiekty latające z tych kosmicznych habitatów, z drugiej zaś strony takie latające pojazdy budowano też na Ziemi...
»
Ścigała ich wrzawa, dalekie okrzyki z innych ulic i często miała wrażenie, że z któregoś z tych pustych, pozbawionych szyb okien śledzą ich czyjeś oczy...
»
Oczyszczenie zewnętrznej powierzchni dzwonu zajęło mu prawie cały dzień, a potem nadeszła pora, żeby używając tych samych narzędzi zabrać się do wnętrza...
»
zdewastowane, samo sobą takiej wartości nie mogło wszak przedstawiać! Rozum chyba straciła w trakcie tych poszukiwań, skoro uwierzyła w truciznę, jakaż...
»
Przyznaję, że w tych opisach życia w kosmicznych habitatach puściłem wodze fantazji, lecz miało to być jedynie impulsem do następnych konstatacji: dotychczas...
»
- Czy słyszałeś coś o Melnibonéańskim zdrajcy, który zawojował Oin i Yu i zaczął uczyć tych wieśniaków, jak prowadzić wojnę? - Dyvim Tvar oparł się o...
»
Don Kichot zdawał się nie słyszeć tych rozpaczliwych wezwań i ostro pracował mieczem, niszcząc wszystkie dekoracje i kukiełki, nie tylko te, które...
»
Na jednym biegunie mona by umieci badaczy oceniajcych rozmiaryprzemocy na 2-4% populacji, na drugim za tych, ktrzy s zdania e70-90% dzieci dowiadcza...
»
— Mam nadzieję, że żądam większej forsy od tych tanich drani! I nie fałszywek, które ostatnio wpakowały mnie w takie tarapaty...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Ich tatusiowie są zawsze szeryfami.
 
Jeff opuścił „Karnawał” z powodu żony maestro rzucającego nożami. Zespół zjechał właśnie do Milledgeville w Georgii i roz­stawiono namioty. Na listę płac wpisano nowego artystę - Sycylij­czyka zwanego Wielkim Zorbini, który przyłączył się do trupy wraz ze swoją żoną, atrakcyjną blondynką. Podczas gdy Wielki Zorbini przygotowywał akcesoria do przedstawienia, jego żona zaprosiła Jeffa do swego pokoju hotelowego w mieście.
- Zorbini będzie zajęty przez cały dzień - poinformowała Jeffa. - Zabawimy się troszeczkę.
Brzmiało to zachęcająco.
- Daj mi godzinę na przygotowanie, a potem przyjdź do pokoju - powiedziała.
- Dlaczego aż godzinę? - zapytał Jeff. Uśmiechnęła się odparła:
- Tyle czasu zajmie mi przygotowanie wszystkiego.
Jeff czekał z coraz większą ciekawością, a kiedy w końcu wszedł do pokoju, powitała go w drzwiach na wpół rozebrana. Sięgnął do jej wdzięków, ale złapała go za rękę i powiedziała:
- Chodź no tutaj.
Wszedł do łazienki i osłupiał, nie dowierzając własnym oczom. Wanna wypełniona była sześcioma gatunkami galaretki Jell-O, zmieszanej z ciepłą wodą.
- Co to takiego? - zapytał.
- To na deser. Rozbieraj się, chłopczyku. - Jeff rozebrał się. - A teraz wskakuj do wanny.
Wszedł do wanny i usiadł w niej, doznając chyba najbardziej niezwykłego wrażenia w swoim życiu. Miękka, śliska galareta wypełniała każdą wklęsłość jego ciała, masując delikatnie ze wszystkich stron.
Blondynka weszła do wanny w ślad za nim.
- Teraz - zapowiedziała - pora na lunch. - Zaczęła od jego piersi i przesuwała się dół ciała, zlizując po drodze galaretkę. - Mm, słodziutki jesteś. Najlepiej smakuje ta truskawkowa.
Jej szybki, zwinny język w połączeniu z ciepłą, lepką Jell-O dostarczał Jeff owi nieopisanych wrażeń erotycznych. Wtem, wśród mlaskań i pojękiwań, drzwi do łazienki otworzyły się z trzaskiem i ukazał się w nich Wielki Zorbini w całej okazałości. Sycylijczyk rzucił krótkie spojrzenie na żonę, potem na przerażonego Jeffa i jęknął:
- Tu sei ima puttana! Vi ammazzo tutti e due! Dove sono i miei coltelli?
Jeff nie zastanawiał się nad sensem tych słów, ale właściwie zrozumiał intencję. Podczas gdy Wielki Zorbini wybiegł z łazienki po swoje noże, Jeff wyskoczył z wanny jak oparzony, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy od różnokolorowej galaretki, i porwał swoje ubranie. Wyskoczył przez okno nagi i popędził aleją. Ktoś krzyknął za jego plecami, a w chwilę później usłyszał świst noża przelatującego koło jego głowy. W ślad za nim świsnął następny, ale chłopak już był poza jego zasięgiem. Ubrał się w jakimś rowie, wciągając spodnie i koszulę na kleistą galaretkę, którą wyciskał spod ubrania po drodze do przystanku. Tam złapał pierwszy autobus wyjeżdżający z miasta.
W pół roku później był w Wietnamie.
Każdy żołnierz walczy na innej wojnie. Jeff wyniósł ze swoich wietnamskich doświadczeń pogardę dla biurokracji i głęboką niechęć do autorytetów. Dwa lata zmarnował na wojnie, która nie mogła być wygrana. Przeraziło go to, jak wiele pieniędzy, sprzętu, istnień ludzkich zmarnowało się w dżunglach Wietnamu, nabrał obrzydze­nia do zdrad i podstępów generałów i polityków, realizujących swoje drańskie plany kosztem żołnierzy. „Wrobiono nas w wojnę, której nikt nie chce - myślał - to właśnie jest robienie w jajo. Na kolosalną skalę”.
Na tydzień przed zwolnieniem z wojska dotarła do Jeffa wiadomość o śmierci wujka Willie. „Karnawał” rozpadł się. Przeszłość przestała istnieć. Teraz należało pomyśleć o przyszłości.
 
Następne lata obfitowały w przygody, Jeff cały świat trak­tował jak „Karnawał”, a ludzi - jak swoich klientów. Sam wymyślał gry. W gazetowych anonsach oferował kolorowe wize­runki prezydenta USA za jednego dolara. Gdy otrzymywał dola­ra - wysyłał swojej ofierze znaczek pocztowy z podobizną prezy­denta.

Powered by MyScript