W domu panowała śmiertelna cisza jak we wnętrzu czaszki, ale był przecież rok 1953, a ja byłem ateistą i nie wierzyłem w spirytyzm, w duchy ani fetyszyzm...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Chyba nie — odparÅ‚ — ale przecież wszyscy jesteÅ›cie nomami, nie? A miejsca tu starczy dla każdego, wiÄ™c spÄ™dzanie czasu na kłótniach o...
»
Ustalone w badaniu zale¿noœci miêdzy poziomem wykszta³cenia a u¿ywanymi okreœleniami pozwalaj¹ stwierdziæ, ¿e przy wy¿szym przeciêtnie wykszta³ceniu podnios³aby siê...
»
DziesiÄ™cioletnie bliżniaczki ze ZÅ‚otego Brzegu stanowiÅ‚y caÅ‚kowite przeciwieÅ„stwo tego, jak ludzie wyobrażajÄ… sobie bliźniacze siostry — byÅ‚y do...
»
Ka¿da myœl niezgody i niechêci jest mieczem obosiecznym, który wyci¹gamy przeciw drugim i który siê zwraca ku nam samym...
»
Tak twierdzi Brandes, żyd z Kopenhagi, który przez 22 lata był przeciwnikiem sjonizmu, aż wreszcie wyraźnie wyznał przed światem całym, że nie widzi...
»
 Ważne jest, by nie wyciÄ…gać jakichÅ› wniosków, by nie podejmować jakichÅ› decyzji za lub przeciw seksowi, by nie dać siÄ™ usidlić pojÄ™ciowym...
»
– Noël! Noël! – DuszÄ™ siÄ™! O widzisz tamtego? Uszu nie może przecisnąć przez otwór...
»
W nieustanne wycie orkanu raz po raz wpadały przeciągłe grzmoty...
»
Po przyjeździe do Werony, owiniętej i przeciętej wolnym nurtem Adygi wkomponowanej w pejzaż miasta, patrząc na przerzucone nad rzeką mosty, bulwary i linię...
»
Lewą ręką zadał kilka mocnych ciosów partnerowi Yarri, brutalną siłą fizyczną przełamując obronę słabszego przeciwnika...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Leżałem czekając, aby upłynęło pół godziny, a cisza domu była jednak tego dnia raczej ciszą spokoju niż trwogi.
 
 
 
 
17
 
Kiedy zszedÅ‚em na dół, w pokoju muzycznym paliÅ‚y siÄ™ już lampy, ale nie byÅ‚o nikogo. Na stoliku przed ko­minkiem staÅ‚a taca, a na niej butelka ouzo, dzban wody, szklanki i miska z dużymi granatowoczarnymi oliwka­mi. NalaÅ‚em sobie trochÄ™ ouzo i dodaÅ‚em wody, żeby napój staÅ‚ siÄ™ mleczny i nieprzejrzysty. A potem ze szklan­kÄ… w rÄ™ku zaczÄ…Å‚em chodzić wokół bibliotecznych półek. Książki byÅ‚y ustawione wedÅ‚ug tematów. Dwa regaÅ‚y za­wieraÅ‚y tylko dzieÅ‚a z zakresu medycyny, głównie po francusku, w tym wiele książek dotyczÄ…cych psychiatrii, co niezbyt pasowaÅ‚o do spirytyzmu, a dwa nastÄ™pne - naukowe dzieÅ‚a z innych dziedzin, parÄ™ półek prac filo­zoficznych, wiele książek angielskich i niemieckich po­Å›wiÄ™conych botanice i ornitologii, ale przede wszystkim biografie i autobiografie. Chyba tysiÄ…ce. Zbierane bez wy­boru: Wordsworth, Mae West, Saint-Simon, geniusze, zbro­dniarze, Å›wiÄ™ci, zera. KsiÄ™gozbiór ten byÅ‚ równie nieosobiÅ›cie eklektyczny jak przeciÄ™tna biblioteka publiczna.
Pod oknem, za klawesynem, staÅ‚a niska szklana gablot­ka, a w niej kilka antycznych dzieÅ‚ sztuki. LeżaÅ‚ tam ryton w ksztaÅ‚cie ludzkiej gÅ‚owy, z jednej strony staÅ‚ ozdo­biony czarnym ornamentem kyliks, a z drugiej - maÅ‚a amfora z czerwonym wzorem. Na wierzchu gablotki staÅ‚y także trzy przedmioty: fotografia, osiemnastowieczny zegar i pokryta biaÅ‚Ä… emaliÄ… tabakierka. WszedÅ‚em za pulpit, aby z bliska przyjrzeć siÄ™ greckiej ceramice. Na widok malowidÅ‚a na dnie pÅ‚askiej miseczki kyliksu doznaÅ‚em szoku. ByÅ‚o naprawdÄ™ sproÅ›ne: kobieta w ramionach dwóch satyrów. Także i rysunku na amforze nie oÅ›mieliÅ‚oby siÄ™ pokazać żadne muzeum.
Z kolei przyjrzaÅ‚em siÄ™ zegarowi. ByÅ‚ ze zÅ‚otawego sto­pu miedzi i cyny, miaÅ‚ pokryty emaliÄ… cyferblat. W Å›rod­ku widniaÅ‚ maleÅ„ki nagi różowy kupidynek, wskazówka wystawaÅ‚a z jego lÄ™dźwi, a jej zaokrÄ…glony koniuszek nie pozwalaÅ‚ żywić zÅ‚udzeÅ„, co miaÅ‚a wyobrażać. Wokół tar­czy zegara nie byÅ‚o cyfr, caÅ‚a prawa poÅ‚owa byÅ‚a czarna z jednym tylko biaÅ‚ym sÅ‚owem: Sen. Na biaÅ‚ej emalii pokrywajÄ…cej lewÄ… poÅ‚owÄ™ czarnymi, trochÄ™ zatartymi, ale dajÄ…cymi siÄ™ odczytać literami wypisano nastÄ™pujÄ…ce sÅ‚owa: tam gdzie powinna być godzina szósta - Spotkanie, tam gdzie ósnia - Zachwyt, tam gdzie dziesiÄ…ta - Erek­cja, tam gdzie dwunasta - Rozkosz. Zegar staÅ‚, kupidynek uÅ›miechaÅ‚ siÄ™, a jego mÄ™skość zwisaÅ‚a ukosem wskazujÄ…c ósmÄ…. OtworzyÅ‚em niewinnie wyglÄ…dajÄ…cÄ… biaÅ‚Ä… tabakierkÄ™. Na wewnÄ™trznej stronie wieczka widniaÅ‚a namalowana w stylu osiemnastowiecznym ta sama scena, którÄ… jakiÅ› Grek namalowaÅ‚ na kyliksie przed dwoma tysiÄ…cami lat.
To miÄ™dzy tymi dwoma objets Conchis uznaÅ‚ za stoso­wne postawić drugÄ… fotografiÄ™ edwardiaÅ„skiej dziewczyny, swojej zmarÅ‚ej narzeczonej; zastanawiaÅ‚em siÄ™ bezskutecz­nie, czy byÅ‚o to wynikiem zÅ‚ego smaku, czy perwersji.
Dziewczyna wyglÄ…daÅ‚a z owalnej srebrnej ramki, jej czujne oczy uÅ›miechaÅ‚y siÄ™. CudownÄ… biaÅ‚ość skóry i wdziÄ™cznÄ… szyjÄ™ podkreÅ›laÅ‚ kwadratowy décolletage, zwoje Å›nieżnej koronki zwiÄ…zane byÅ‚y nad piersiami czymÅ›, co wyglÄ…daÅ‚o jak biaÅ‚e sznurowadÅ‚o. Pod pachÄ… zwisaÅ‚a czarna kokarda. Dziewczyna wyglÄ…daÅ‚a mÅ‚odziut­ko, zupeÅ‚nie jakby miaÅ‚a na sobie pierwszÄ… wieczorowÄ… sukienkÄ™; na tym zdjÄ™ciu twarz jej nie miaÅ‚a poprzedniej ciężkoÅ›ci, byÅ‚o w niej coÅ› swawolnego, a nawet pikantne­go, coÅ› w rodzaju ostrożnego delektowania siÄ™ swojÄ… rolÄ… królowej gablotki z kuriozami.
UsÅ‚yszaÅ‚em, że na górze zamykajÄ… siÄ™ drzwi i odwróci­Å‚em siÄ™. WydaÅ‚o mi siÄ™, że oczy kobiety Modiglianiego spojrzaÅ‚y na mnie srogo, uciekÅ‚em wiÄ™c pod arkady, gdzie po minucie zjawiÅ‚ siÄ™ także Conchis. PrzebraÅ‚ siÄ™ w jasne spodnie i ciemnÄ… baweÅ‚nianÄ… marynarkÄ™. Jego czarna syl­wetka odcinaÅ‚a siÄ™ ostro od napÅ‚ywajÄ…cego z pokoju miÄ™k­kiego Å›wiatÅ‚a. MilczÄ…co wzniósÅ‚ toast. Mroczne i czarne góry, przypominajÄ…ce trochÄ™ sterty wÄ™gla, ledwie już ma­jaczyÅ‚y na tle nieba, z którego nie odpÅ‚ynÄ…Å‚ jeszcze po­blask sÅ‚oÅ„ca, mimo że ono już zaszÅ‚o. Ale ponad mojÄ… gÅ‚owÄ… - staÅ‚em na stopniach prowadzÄ…cych na wyżwi­rowany placyk - pojawiÅ‚y siÄ™ gwiazdy. Mniej pÅ‚omienne niż gwiazdy w Anglii, Å›wieciÅ‚y spokojnym blaskiem, jak­by zanurzone w przejrzystym oleju.
- Dziękuję panu za lekturę na noc.
- Jeśli znajdzie pan w bibliotece coś, co pana bardziej zainteresuje, to proszę sobie wziąć.
Z ciemnych drzew rosnÄ…cych na wschód od domu do­biegÅ‚o dziwaczne nawoÅ‚ywanie. SÅ‚yszaÅ‚em je już wielo­krotnie w szkole i z poczÄ…tku myÅ›laÅ‚em, że jest to krzyk wiejskiego idioty. Utrzymany w wysokiej tonacji powta­rzaÅ‚ siÄ™ w regularnych odstÄ™pach: Kiu. Kiu. Kiu. BrzmiaÅ‚ jak gÅ‚os melancholijnego konduktora londyÅ„skiego auto­busu.
- Oto moja przyjaciółka - oÅ›wiadczyÅ‚ Conchis. Przez sekundÄ™ poczuÅ‚em siÄ™ absurdalnie zaalarmowany, pomy­Å›laÅ‚em, że mówi o damie z rÄ™kawiczkÄ…. I wyobraziÅ‚em so­bie, jak w tych swoich rÄ™kawiczkach z Ascot biegnie miÄ™­dzy drzewami wyspy szukajÄ…c beznadziejnie ogrodów Kew. Znów dobiegÅ‚o nas to niesamowite, pozbawione sensu nawoÅ‚ywanie wydobywajÄ…ce siÄ™ z nocy. Conchis wolno po­liczyÅ‚ do piÄ™ciu, podniósÅ‚ rÄ™kÄ™ i znów usÅ‚yszeliÅ›my: kiu. Jeszcze raz policzyÅ‚ do piÄ™ciu i jeszcze raz odezwaÅ‚ siÄ™ krzyk.
- Co to?
- Otus scops. Sówka. Jest maleÅ„ka. Nie ma nawet dwu­dziestu centymetrów. O, taka.
- Widziałem, że ma pan wiele książek o ptakach.
- InteresujÄ™ siÄ™ ornitologiÄ….
- I studiował pan medycynę.
- Studiowałem. Przed wielu laty.
- I nigdy pan nie leczył?
- Tylko samego siebie.

Powered by MyScript