W tę ciszę osłupienia, przerywaną jedynie jękami i krzy­kiem rannych, wstąpiła Lanfear...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...
»
Mackiewicz Stanisław (Cat), Myśl w obcęgach7 czerwca 1954 roku zostaje powołany na premiera polskie­go rządu emigracyjnego (pozostaje nim, a także...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Z ręki zwisało jej coś bez­władnego, białego, z pasmami czerwieni, wlokąc się za nią, kiedy zstępowała w dół po niewidzialnych schodach. Twarz Przeklętej przekształciła się w maskę wyrzeźbioną z lodu.
- On mi powiedział, Lewsie 'Therinie - wrzasnęła nie­malże, ciskając biały strzęp w powietrze. Coś pochwyciło go, rozdęło, na moment ukazując zakrwawiony, przezroczysty po­sąg Hadnana Kadere; jego skórę, zdartą w całości. Pękła i upadła w momencie, gdy głos Lanfear spotęgował się do przeraźliwego skrzeku. - Pozwalasz, by dotykała cię inna kobieta! Znowu!
Oblepione chwile, wszystkie zdarzenia równocześnie.
Nim Lanfear zdążyła sięgnąć do kamieni porozrzucanych na molo, Moiraine uniosła jeszcze wyżej spódnice i zaczęła biec prosto na nią. Była szybka, lecz Lan, który zignorował jej okrzyk: "Lan, nie!" był jeszcze szybszy. Pojawił się miecz, długie nogi wyniosły go przed nią, za nim łopotały poły mie­niącego się płaszcza. Nagle jakby wbiegł na niewidzialny mur, bo odbił się i chwiejnymi krokami spróbował znowu biec. Je­den krok i jakby jakaś gigantyczna dłoń cisnęła go z całej siły w bok, przeleciał dziesięć kroków przez powietrze i rozbił się o kamienie.
Kiedy jeszcze leciał, Moiraine wyrwała do przodu, sunąc stopami niemalże ponad chodnikiem, aż znalazła się twarzą w twarz z Lanfear. Tylko na chwilę. Przeklęta patrzyła na nią takim wzrokiem, jakby się zastanawiała, co zagrodziło jej dro­gę, po czym ciało Moiraine zostało ciśnięte w bok z taką siłą, że aż poturlało się po bruku i zniknęło pod wozami.
Na nabrzeżu wybuchła panika. Zaledwie kilka chwil po wybuchu w wozie Kadere tylko ślepy mógł się nie zorientować, że kobieta w bieli włada Jedyną Mocą. Na nabrzeżach doków zamigotały topory przecinające liny, uwalniające barki, które ich załogi rozpaczliwie spychały na otwarte wody z zamiarem ucieczki. Dokerzy z obnażonymi torsami i mieszkańcy miasta w ciemnych odzieniach usiłowali wskakiwać na pokłady. W innym kierunku roili się rozkrzyczani mężczyźni i kobiety, którzy walczyli z sobą o wejście przez bramy do miasta. Wśród nich odziane w cadinsor postacie osłaniały twarze i rzucały się na Lanfear z włóczniami, nożami albo gołymi dłońmi. Nie mogło być wątpliwości, że to ona jest przyczyną zamieszania; żadnych wątpliwości, że w walce korzysta z Mocy. A jednak nie zważając na to, biegli, by tańczyć włócznie.
Ogień przetoczył się po nich wielkimi falami. Ogniste strzały przeszywały ciała nacierających, ich ubrania stawały w płomieniach. Wcale to nie wyglądało tak, jakby Lanfear to­czyła r nimi walkę, albo w ogóle zwracała na nich jakąś uwagę. Równie dobrze mogła odganiać się od gzów albo bitemów. Płonęli zarówno ci, którzy uciekali, jak i ci, którzy usiłowali walczyć. Ona zaś sunęła w stronę Randa, jakby poza nim nikt inny nie istniał.
Uderzenia serca, tylko...

Powered by MyScript