– Raczej nie, pani, ale akurat wyszedłem na krótki spacer. Te dziup... chciałem powiedzieć te niewielkie pokoje w drzewach, bardzo szybko wypełniają się dymem i przypadkiem usłyszałem, o czym mówiliście. Nie chciałem przeszkadzać. Calin spojrzał na Krasnoluda spod lekko przymrużonych powiek. – Mój przyjacielu Dolganie, kiedy chcesz, potrafisz się poruszać naprawdę bardzo cicho. Dolgan wzruszył ramionami i wypuścił ogromny kłąb dymu. – Nie tylko Elfy opanowały sztukę bezszelestnego stąpania, mój panie. No, ale mówiliśmy przecież o chłopaku. Jeżeli to, co powiedziałeś, jest prawdą, zaiste sprawa jest poważna. Gdybym wiedział, nigdy bym mu nie zezwolił na przyjęcie daru. – Nie ma w tym twej winy, Dolganie. – Królowa uśmiechnęła się. – Przecież nie mogłeś wiedzieć. Obawiałam się tego, od momentu kiedy Tomas wszedł pomiędzy nas w płaszczu Starodawnych. Z początku sądziłam, że w stosunku do niego, śmiertelnika, magia Valheru nie będzie działać, lecz teraz widzę, że z roku na rok staje się coraz bardziej nieśmiertelny... Doprowadził do tego łańcuch niefortunnych wypadków. Nasi czarodzieje odkryliby ten skarb już całe wieki temu, lecz na przeszkodzie stanęła magia smoka. Od setek lat tropimy, a kiedy znajdziemy, niszczymy podobne relikty przeszłości, aby nie dostały się nigdy w ręce moredheli. Teraz już za późno. Tomas nigdy nie zgodzi się dobrowolnie na zniszczenie zbroi. Dolgan pykał fajkę. – Każdej zimy snuje się bez celu po długich, mrocznych korytarzach i salach, oczekując przyjścia wiosny, a wraz z nią bitew. Wszystko inne może dla niego nie istnieć. Siedzi i pije albo stoi w drzwiach, wpatrując się w śnieżną dal, widząc rzeczy, których nikt inny poza nim nie potrafi dostrzec. Przez całą zimę trzyma zbroję pod kluczem w swoim pokoju, a kiedy rusza kampania wiosenna, nie zdejmuje jej ani na chwilę, nawet do snu. Zmienił się bardzo... i to w nienaturalny sposób. Nie, jestem przekonany, że z własnej woli nie pozbędzie się nigdy zbroi. – Możemy spróbować go zmusić do tego – powiedziała Królowa – lecz, z drugiej strony, nie byłby to rozsądny krok. Coś w nim się spełnia, coś się rodzi... coś, co może ocalić mój naród, a dla mojego narodu jestem gotowa podjąć nawet największe ryzyko. – Tego, pani, nie rozumiem. O czym mówisz? – Dolgan popatrzył na nią ze zdziwieniem. – Sama nie jestem pewna, czy wiem, co mówię, Dolganie, lecz jestem Królową ludu, który kroczy od kilku lat po ścieżce wojennej. Straszny wróg pustoszy nasze rodzinne ziemie, z każdym rokiem rośnie w siłę i staje się coraz bardziej zuchwały. Magia z obcego świata jest potężna, być może silniejsza niż jakakolwiek inna od czasów Starodawnych. A może właśnie magia obecna w darze smoka ocali mój lud, któż to może wiedzieć? – Dziwne to jednak, iż moc tak potężna wciąż może gościć w zwykłej, metalowej zbroi. – Dolgan pokręcił z powątpiewaniem głową. – Czyżby, Dolgan? – Aglaranna uśmiechnęła się do Krasnoluda ciepło. – A co powiesz o Młocie Tholina, który trzymasz za pasem? Czyż i on nie jest wyposażony w moc z zamierzchłych czasów? Moc, która przecież ciebie właśnie, a nie kogoś innego, wskazała ponownie jako dziedzica tronu Krasnoludów Zachodu? – Pani, dużo wiesz o naszych dziejach i życiu. – Dolgan spojrzał na Królową twardym wzrokiem. – Muszę pamiętać, aby już nigdy nie dać się zwieść twemu dziewczęcemu wyglądowi, pod którym, jak pod maską, kryje się mądrość i doświadczenie długich wieków. – Niedbałym ruchem ręki odrzucił jej pytania. – My, na Zachodzie, już dawno skończyliśmy z władzą królewską... od czasów kiedy Młot Tholina zaginął w czeluściach Mac Mordain Cadal. Radzimy sobie bez króla równie dobrze jak ci, którzy słuchają rozkazów starego króla Halfdana w Dorgin. Gdyby jednak nasz naród wyraził wolę przywrócenia tronu, zostanie zwołane zgromadzenie ludowe. Nie stanie się to jednak przed końcem wojny. Ale, ale, powróćmy do głównego tematu. Co z chłopakiem? – Staje się tym, kim się staje. – Aglaranna popatrzyła na niego zakłopotana. – Nasi czarodzieje już nad tym pracują. Gdyby miała w nim wzrosnąć pełnia mocy Valheru, bez żadnego ukierunkowania czy narzuconych z zewnątrz ograniczeń, byłby w stanie odgarnąć na bok osłaniającą nas, obronną moc magii, tak jak ty czynisz na szlaku, kiedy odsuwasz ręką przeszkadzającą ci gałązkę. Trzeba jednak pamiętać, że Tomas nie jest Starodawnym z urodzenia. Jego wrodzona natura jest obca Valheru, tak jak ich natura była obca wszystkim innym. Przy pomocy i pod kierunkiem naszych czarodziejów jest szansa, że jego ludzkie zdolności kochania, odczuwania, okazywania współczucia i rozumienia innych mogą utemperować nieco niepowstrzymaną moc Valheru. I jeżeli tak by się stało... no cóż, jest nadzieja, że obecność Tomasa okaże się dla nas wszystkich wielką łaską i dobrodziejstwem... – Przez moment Dolgan miał pewność, że Królowa chciała dodać coś jeszcze, lecz nie odezwał się ani słowem. Aglaranna mówiła dalej: – Gdyby jednak moc Valheru miała połączyć swe siły z ludzką zdolnością do ślepej nienawiści, dzikości serca i okrucieństwa, wtedy Tomas będzie kimś, kogo wszyscy będą musieli się bać. Tylko czas może pokazać, co wyjdzie z tej mieszaniny.
|