- Widziałem Wiek Legend - oznajmił Rand - i po­czątki podróży Aielów do Ziemi Trzech Sfer...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodności między własno­ściami cząstek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a własnościami cząstek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuœci³ ze swego oœrodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
Wyjątek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie był, nie zbliży się nigdy do tajnych stowa­rzyszeń; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciągu kilku następnych sesji Cletus pracował wraz z całą grupą nad tym, by wszyscy potrafili osiągnąć uczucie unosze­nia się, nie zapadając przy tym w sen...
»
Durnik spojrzał na postrzępione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarły ściany, gdy rufa okrętu kołysała się leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej właśnie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miała bezlitosny zmysł porządku i sprawiedliwości...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu Badań Motywacji Ludzkich w Seattle wyraził w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiągnęli “nieodwołalnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...
»
Mackiewicz Stanisław (Cat), Myśl w obcęgach7 czerwca 1954 roku zostaje powołany na premiera polskie­go rządu emigracyjnego (pozostaje nim, a także...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Rhuarc chwycił go za ramię, ale Rand strząsnął jego dłoń. Ten moment był im przeznaczony od chwili, gdy Aielowie po raz pierwszy zebrali się przed Rhuidean.
- Widziałem Aielów, kiedy jeszcze zwano ich Da'shain Aiel i wędrowali Drogą Liścia.
- Nie! - wzniósł się okrzyk z zewnątrz kanionu i prze­toczył wyciem po jego zboczach. - Nie! Nie!
Z tysięcy gardeł. Ostrza włóczni, potrząsanych nad głowa­mi, odbijały promienie słońca. Krzyczeli nawet niektórzy wo­dzowie szczepów Taardad. Adelin patrzyła na Randa, całko­wicie zesztywniała. Mat gwałtownie wskazywał siodło i krzyczał coś do niego, ale jego słowa ginęły we wrzawie.
- Kłamca!
Akustyka kanionu spotęgowała krzyk Couladina; pełen gniewu i triumfu wzbił się ponad wrzaski zgromadzonych. Gwałtownie potrząsając głową, Sevanna ruszyła w jego stronę. Musiała po­dejrzewać, że jest oszustem, liczyła jednak, że jeśli go uciszy, to wszystko jeszcze jakoś się ułoży. Zgodnie z oczekiwaniami Randa, Couladin odepchnął ją. On wiedział, że Rand był w Rhui­dean - sam przypuszczalnie nie wierzył nawet w połowę swej opowieści - ale w to również uwierzyć nie potrafił.
- Własnymi słowami zadał sobie kłam! Zawsze byliśmy wojownikami! Zawsze! Od zarania czasu!
Wycie tłumu narastało, włócznie lśniły w słońcu, ale Bael, Erim, Jheran i Han stali pogrążeni w kamiennym milczeniu. Teraz już wiedzieli. Nieświadomy ich spojrzeń, Couladin wy­machiwał naznaczonymi Smokami rękoma w stronę zgroma­dzonych Aielów i w uniesieniu dalej im schlebiał.
- Po co? - powiedział cicho Rhuarc za plecami Randa. - Czy nie zrozumiałeś, dlaczego nigdy nie mówimy o Rhui­dean? By sprostać prawdzie, że kiedyś byliśmy inni od tych, którymi jesteśmy dzisiaj, że byliśmy inni, niż wierzymy, że byliśmy tacy sami, jak ci pogardzani Zatraceni, których ty na­zywasz Tuatha'anami. Rhuidean zabija tych, którzy nie potra­fią stawić czoła prawdzie. Z trzech, którzy weszli do Rhuidean, żywy wraca tylko jeden. A teraz ty mówisz to w miejscu, gdzie wszyscy mogą słyszeć. Tego nie da się już cofnąć, Randzie al'Thor. Wieści się rozniosą. Ilu będzie miało w sobie dość siły, by sobie z tym wszystkim poradzić?
"Zabierze was z powrotem i zniszczy was".
- Przynoszę zmiany - powiedział ze smutkiem Rand. - Nie pokój, lecz zamęt.
"Wszędzie, gdziekolwiek pójdę, sieję zniszczenie. Czy zna­jdę kiedyś takie miejsce, którego nie rozedrę na strzępy?"
- Będzie, co ma być, Rhuarc. Nie potrafię tego zmienić.
- Będzie, co ma być - mruknął Aiel po krótkiej chwili.
Couladin wciąż chodził tam i z powrotem po skalnym sto­pniu, obiecując Aielom chwałę i podboje, nieświadom, że wo­dzowie klanów obserwują go z tyłu. Sevanna w ogóle nie pa­trzyła na Couladina, jej bladozielone oczy ze skupieniem mie­rzyły wodzów, wargi odsłaniały zęby w paskudnym grymasie, pierś unosił przyśpieszony oddech. Ona musiała wiedzieć, co oznacza ich milczenie i spojrzenia.
- Rand al'Thor - powiedział głośno Bael; to imię wślizg­nęło się między wrzaski Couladina, ucinając wycie tłumu jak nożem. Przerwał, by odkaszlnąć, zwiesił głowę, jakby dalej nie wierzył w to, co zaraz powie. Couladin odwrócił się pewny siebie, splótł ze spokojem ramiona, bez wątpienia oczekiwał teraz wyroku śmierci na mieszkańca bagien. Wysoki wódz kla­nu wziął głęboki oddech. - Rand al'Thor jest Car'a'carnem. Rand al'Thor jest Tym Który Przychodzi Ze Świtem.
Oczy Couladina rozszerzyły się w niewiarygodnej furii.
- Rand al'Thor jest Tym Który Przychodzi Ze Świtem - z podobnym ociąganiem oznajmił Han.
- Rand al'Thor jest Tym Który Przychodzi Ze Świtem. - To były słowa Jherana, jego głos zabrzmiał ponuro, a potem odezwał się Erim: - Rand al'Thor jest Tym Który Przychodzi Ze Świtem.
- Rand al'Thor jest Tym Który Przychodzi Ze Świtem - powiedział Rhuarc, głosem tak cichym, że nie było go sły­chać tuż za krawędzią skalnego progu, a potem dodał: ­A Światłość niech się zlituje nad nami wszystkimi.
Przez długą, długą chwilę panowała zupełna cisza. Potem Couladin, warcząc, zeskoczył ze stopnia, wyrwał włócznię jed­nemu ze swych Seia Doon i cisnął nią prosto w Randa. Jednak w momencie, gdy zeskakiwał, na występ wskoczyła Adelin; ostrze jego włóczni przebiło tarczę z byczej skóry, którą osło­niła Randa. Aż zatoczyła się od ciosu.
Na całym obszarze kanionu rozszalało się pandemonium, mężczyźni krzyczeli i przepychali się na wszystkie strony. Po­zostałe Panny Jindo poszły w ślady Adelin, tworząc krąg wokół Randa. Sevanna zeskoczyła ze stopnia i teraz gwałtownie krzy­czała coś do Couladina, uczepiwszy się jego ramienia, gdy on tymczasem próbował poprowadzić Czarne Oczy Shaido prze­ciwko Pannom odgradzającym go od Randa. Heirn oraz kilku­nastu jeszcze wodzów szczepów Taardad przyłączyło się do Adelin, z włóczniami w pogotowiu, pozostali jednak wciąż krzyczeli. Mat wgramolił się na skalny stopień, ściskając czar­ne drzewce swej włóczni z naznaczonym krukami ostrzem mie­cza na czubku, wykrzykując coś, co musiało być stekiem prze­kleństw w Dawnej Mowie. Rhuarc i pozostali wodzowie klanów mówili coś podniesionymi głosami, na próżno usiłując przy­wrócić porządek. W kanionie wrzało niczym w kotle. Rand zobaczył unoszone zasłony. Błysnęła włócznia, trafiła w ciało. Kolejna. Musiał położyć temu kres.
Sięgnął po saidina, Moc wypełniła go tak, że pomyślał, iż zaraz eksploduje, jeśli jej nie uwolni; brud skazy rozszedł się po jego ciele, aż poczuł, jakby zaraz miał przeżreć mu kości. Myśl pływała na zewnątrz Pustki; chłodna myśl. Woda. Tu, gdzie woda była tak rzadka, Aielowie zawsze rozmawiali o niej. Nawet w tym suchym powietrzu powinno być trochę wody. Przeniósł, nie zdając sobie do końca sprawy, co właściwie robi, sięgnął na oślep.

Powered by MyScript