Zdenerwowała się na siebie. Była jednym z nielicznych mieszkańców domu, którzy korzystali z pralni. Większość unikała prania tutaj, ponieważ pomieszczenie znajdowało się blisko tylnych drzwi i okien oraz zbyt daleko od mieszkań, by ktoś mógł przyjść z pomocą. Podszedł do niej i odwrócił ją na plecy. Wyszeptał coś, czego nie dosłyszała. Potem: „Hanna”. Hanna? To pomyłka! Myśli, że jestem kimś innym. Kręciła głową, chcąc dać mu to do zrozumienia. Jednak gdy spojrzała w jego oczy, przestała. Mimo że miał na twarzy maskę, widać było, że coś mu się nie zgadza. Był zdenerwowany. Potrząsając głową, przyglądał się jej ciału. Położył ręce w rękawiczkach na jej dużych ramionach. Palcami ścisnął wałeczki tłuszczu. Zatrzęsła się z bólu. Widziała, że jest niezadowolony. Złapał ją, ale nie był pewny, czy wybrał odpowiednią ofiarę. Sięgnął do kieszeni i powoli coś z niej wyciągnął. Szczęk otwieranego noża podziałał na nią jak wstrząs elektryczny. Zaczęła szlochać. Z jego ust wydobył się świst. Przykucnął nad nią, zastanawiał się. – Hanno – wyszeptał. – Co mam zrobić? Nagle podjął decyzję. Schował nóż do kieszeni i gwałtownym ruchem postawił ją na nogi. Wyszli na korytarz. Na zewnątrz wydostali się drzwiami z tyłu domu. Zamek w nich był popsuty, podobnie jak w wielu innych. Od tygodni nachodziła Neischena, żeby go naprawił. Rozdział jedenasty Kryminalistyk jest człowiekiem renesansu. Musi znać botanikę, geologię, balistykę, medycynę, chemię, literaturę, inżynierię. Jeśli wie, że popiół z dużą zawartością strontu prawdopodobnie pochodzi z rakiety sygnalizacyjnej; portugalskie słowo faca znaczy nóż; Etiopczycy nie używają sztućców, jedzą wyłącznie prawą ręką; pocisk z pięcioma prawoskrętnymi śladami po gwincie nie został wystrzelony z kolta itd. – to może powiązać znalezione wskazówki z podejrzanym. Jedną dziedzinę wszyscy kryminalistycy znają dobrze – anatomię. To była niewątpliwie specjalność Lincolna Rhyme’a. Przez ostatnie trzy i pół roku interesował się głównie swoimi kośćmi i nerwami. Spojrzał na plastikową torbę na dowody, którą trzymał w ręku Jerry Banks, i oznajmił: – To nie jest kość ludzka. Kończyna tylna. Nie pochodzi zatem od kolejnej ofiary. Starannie odpiłowany kawałek kości miał pięć centymetrów długości. Widać było ślady krwi. – Zwierzę średniej wielkości – kontynuował Rhyme. – Duży pies, koza, owca. Ważyło od czterdziestu do sześćdziesięciu kilogramów. Musimy sprawdzić krew, może pochodzić od ofiary. Przestępcy czasami używają kości jako narzędzia zbrodni. Rhyme osobiście trzy razy zetknął się z takimi przypadkami. Jako broni użyto: kostki byka, kości kończyny jelenia oraz – w wyjątkowo wstrząsającym mordzie – kości łokciowej ofiary. Mel zaczął przeprowadzać badania krwi metodą dyfuzyjną. – Musimy trochę poczekać na wyniki – przepraszał Cooper. – Amelio, mogłabyś nam pomóc – powiedział Rhyme. – Weź lupę i przyjrzyj się uważnie kości. Powiedz, co widzisz. – Nie pod mikroskopem? – zapytała. Myślał, że będzie protestowała, ale podeszła do kości i spojrzała na nią ze zdziwieniem. – Za duże powiększenie – wyjaśnił Rhyme. Nałożyła okulary ochronne i pochyliła się nad białą, emaliowaną kuwetą. Cooper włączył lampę. – Czy ślady po przecięciu są poszarpane, czy gładkie? – Idealnie gładkie. – Użył piły elektrycznej. Rhyme zastanawiał się, czy zwierzę żyło, gdy przestępca odcinał kość. – Zauważyłaś coś niezwykłego? Wpatrywała się chwilę w kość i mruknęła: – Nie wiem. To dziwne, ale kość wygląda jak kawałek na talerzu. Wtedy Thom podszedł i spojrzał na kuwetę. – To jest wskazówka? Śmieszne. – Śmieszne – powtórzył Rhyme. – Śmieszne? – Masz jakąś teorię na temat kości? – spytał Sellitto. – Nie teorię. – Pochylił się i powąchał kość. – Osso bucco. – Co? – Gicz cielęca. Lincoln, kiedyś ci ją przyrządziłem. Osso bucco. Duszona gicz cielęca. Spojrzał na Sachs i wykrzywił usta. – Powiedział, że niesłona. – Cholera! – krzyknął Sellitto. – Kupił ją w sklepie spożywczym! – Jeśli mamy szczęście, to kupił ją w „swoim” sklepie spożywczym. Cooper potwierdził, że strącanie osadu wykazało, iż nie jest to krew człowieka. – Prawdopodobnie krowia – dodał. – Co on chce nam przekazać? – zapytał Banks. Rhyme nie wiedział. – Zajmijmy się czymś innym. Czy można coś powiedzieć o łańcuchu i kłódce? Cooper spojrzał na plastikowy worek. – W tym wypadku nie mamy szczęścia. Na łańcuchu nie ma żadnych nazw. Zamek typowy, niezbyt bezpieczny. Kłódkę wyprodukowało Secure Pro. Ile czasu zajmuje otwarcie go? – Trzy sekundy – powiedział Sellitto. – Nie ma numerów seryjnych. Takie kłódki są sprzedawane we wszystkich sklepach z towarami żelaznymi w całym kraju. – Zamek szyfrowy? – Tak. – Trzeba skontaktować się z firmą, która wyprodukowała tę kłódkę, i zapytać, czy na podstawie kombinacji cyfr można określić, z jakiej partii towaru pochodzi. – Świetny strzał! – zawołał Banks. Zaczerwienił się, gdy zobaczył karcące spojrzenie Rhyme’a, który powiedział: – Entuzjazm w twoim głosie, detektywie, mówi mi, że ty się tym zajmiesz. – Tak jest. – Pokazał na telefon komórkowy. – Robi się. – Czy na łańcuchu znajdują się ślady krwi? – zapytał Rhyme. – Tak, ale jest to krew jednego z naszych ludzi. Skaleczył się, usiłując rozbić kłódkę. – Zatem został zanieczyszczony. – Rhyme spojrzał spode łba. – Chciał ją uratować – powiedziała Sachs. – Rozumiem. Dobrze postąpił, ale nie zmienia to faktu, że ślad został zanieczyszczony. – Rhyme spojrzał na stół, przy którym stał Cooper. – Odciski? Cooper powiedział, że na ogniwach łańcucha znalazł tylko odciski palców Sellitta. – Dobrze, a teraz kawałek drewna, który znalazła Amelia. Sprawdź, czy na nim nie ma odcisków. – Zrobiłam to na miejscu przestępstwa – szybko wtrąciła Sachs. Rhyme przypomniał sobie jej przezwisko. Piękne osoby rzadko mają przezwiska. – Użyjemy ciężkiej artylerii, aby się upewnić – rzekł i zwrócił się do Coopera: – Zastosuj DFO lub ninhydrynę. Potem naświetl nigiem. – Czym? – zapytał Banks.
|