- Jak go nazwałeś? Wilkiem? - spytał Kimeran, marszcząc czoło i odruchowo cofając dłoń. Wcale nie był pewien, czy ma ochotę podać rękę dzikiemu zwierzęciu, ale wokół zebrała się już grupa gapiów, przed którą nie chciał okazać strachu. Takie imię nadała mu Ayla. Kiedy znachorka chwyciła jego rękę, Kimeran wiedział już, że jest za późno, żeby się wycofać. Wziął głęboki wdech, by podążyć za nią i - zebrawszy siły - wrazić jakże przydatną kończynę w paszczę pełną ostrych zębów. Jak większość ludzi, był zdumiony przebiegiem spotkania z dzikim zwierzęciem. Przeraził się, gdy Ayla pokazała mu, jak należy głaskać wilka, a on w odpowiedzi polizał jego dłoń. Czując ciepło żywego, porośniętego zmierzwioną sierścią ciała, zastanawiał się już tylko, dlaczego właściwie zwierzę siedzi tak potulnie. A potem, kiedy otrząsnął się z pierwszego oszołomienia, począł zwracać baczniejszą uwagę na niezwykłą kobietę. Na czym polegała jej moc? Czy była Zelandoni? Kimeran należał do osób szczególnie świadomych potęgi Zelandoni i ich nadzwyczajnych zdolności. Tajemnicza kobieta władała doskonale językiem Zelandonii, choć w sposobie, w jaki wymawiała niektóre głoski, było coś dziwnego. Właściwie nie chodzi nawet o akcent, pomyślał przywódca Drugiej Jaskini. Wydaje się, jakby połykała niektóre dźwięki. Nie jest to nieprzyjemne dla ucha, ale sprawia, że zwraca się na nią uwagę... choć przecież i tak nie można powiedzieć, by nie wyróżniała się z tłumu. Wygląda inaczej, od razu widać, że przybyła z daleka, jest piękna i egzotyczna, a wilk jest częścią tej egzotyki. W jaki sposób posiadła władzę nad bestią? Kimeran przyglądał się kobiecie z nieskrywanym podziwem. Ayla, która obserwowała uważnie zmiany na twarzy Kimerana, natychmiast dostrzegła to spojrzenie. Odwróciła głowę, czując, że zaczyna się uśmiechać, a gdy zapanowała nad sobą, znowu popatrzyła na mężczyznę. - Opiekowałam się Wilkiem, kiedy był szczeniaczkiem - powiedziała. - Wychował się z dziećmi Obozu Lwa. Jest przyzwyczajony do kontaktów z ludźmi. Teraz Kimeran był jeszcze bardziej zdumiony niż poprzednio. Wydawało mu się, że kobieta czyta w jego myślach i odpowiada na pytania, których jeszcze nie zdążył zadać. - Przyszedłeś sam? - spytał Jondalar, gdy Kimeran wreszcie przestał wpatrywać się w Aylę i Wilka szeroko otwartymi oczami i odwrócił się do przyjaciela. - Będzie nas więcej. Dotarła do nas wiadomość, że Joharran chce poprowadzić ostatnie polowanie przed wyruszeniem na Letnie Spotkanie. Manyelar posłał gońca do Siódmej, a oni do nas, ale nie chciało mi się czekać na pozostałych; ruszyłem przodem - odrzekł mężczyzna. - Jaskinia Kimerana jest gdzieś tam, Aylo - wyjaśnił Jondalar, wskazując ręką na dolinę Rzeki Traw. - Widzisz tamten mały dopływ? - Uzdrowicielka skinęła głową. - To Mała Rzeka Traw. Trzeba iść jej brzegiem, żeby dotrzeć do Drugiej i Siódmej jaskini. Leżą bardzo blisko siebie, po przeciwnej stronie żyznej łąki. Mężczyźni zaczęli rozmawiać, wspominając dawne czasy i wymieniając nowiny, lecz Ayla nie słuchała ich, raz jeszcze pochłonięta podziwianiem efektownej panoramy. Górny taras Trzeciej Jaskini oferował swym lokatorom wiele korzyści - nie tylko był chroniony przed kaprysami aury przez potężny nawis skalny, ale także stanowił doskonałą platformę widokową. W przeciwieństwie do lesistych połaci otaczających masyw Dziewiątej Jaskini, doliny Rzeki Traw i jej mniejszej siostry były równinami bujnych, zielonych traw, choć wyraźnie różniły się od rozległych łąk zalewanych okresowo przez Rzekę. Brzegi pierwszej porośnięte były drzewami i krzewami, lecz poza owym wąskim, zwartym pasem lasu galeriowego ciągnęły się otwarte przestrzenie pełne soczystych traw - ulubionego pokarmu nie tylko przeżuwaczy. Na zachodzie, za szerokim nurtem Rzeki, widać było rozległe terasy zalewowe, a za nimi serię wzgórz, zmieniających się w oddali w porosłą trawami wyżynę. Doliny Małej i Dużej Rzeki Traw, znacznie bardziej podmokłe, a w niektórych porach roku niemal bagniste, były doskonałym siedliskiem wysokich traw, często przerastających dorosłego człowieka, a także wielkiej rozmaitości ziół. Różnorodność flory przyciągała roślinożerców z wielu gatunków, wąsko wyspecjalizowanych w doborze pokarmu, sezonowo przemierzających okolicę. Główny taras Skały Dwóch Rzek, ulokowany wysoko ponad dolinami Rzeki i Rzeki Traw, był idealnym miejscem do obserwowania ruchów migrujących stad. W konsekwencji mieszkańcy Trzeciej Jaskini zyskali nadzwyczajną wprawę nie tylko w śledzeniu wędrówek zwierzyny, ale także w odczytywaniu zmian w szacie roślinnej i pogodzie, zwiastujących pojawienie się potencjalnej zdobyczy. To dzięki tym umiejętnościom z czasem stali się wyjątkowo skutecznymi łowcami. Choć każda Jaskinia parała się myślistwem, oszczepy mężczyzn i kobiet z Trzeciej Jaskini, mieszkających na Skale Dwóch Rzek, powalały znacznie więcej zwierzyny przemierzającej podmokłe doliny niż broń innych Zelandonii.
|