Wstała mocna i na wszystko gotowa.
- Jaguś! Wstań, córko, czas już! Ewka zaraz przyleci do gotowania, a tyla jeszcze roboty!
- Pogoda to? - pytała podnosząc ociężałą głowę.
- I jaka, aż się lśni na świecie od przymrozku! Słońce zaraz wzejdzie...
Jagna ubierała się szybko. Stara jej pomogła i długo o czymś rozmyślała, bo w końcu rzekła:
- A przywtórzę ci jeszcze, com już nieraz mówiła...Borynę trza uważać... dobry on człowiek... z bele kim się nie zadawać... bych cię znowu na ozory nie wzięli... ludzie to jak te psy... ino gryźć! Słuchasz to, córko?...
- Słucham, słucham, ale tak mówicie, jakbym swojego rozumu nie miała...
- Rady dobrej nikomu nie za wiele... Bacz i to, by z Boryną nie huru-buru, a miętko, a dobrocią.
Starszy wżdy uważniejszy jest na to niźli młodziak... a kto wie, może ci z grontu przypisać abo gotowy grosz za pazuchę wrazić !
- Nie stoję tam o to - burknęła zniecierpliwiona.
- Boś młoda i głupia... A obejrzyj się ino po wsi, po ludziach, to obaczysz, o co się kłócą, o co prawują, o co zabiegają! O grunt jeno, o dobro! Dobrze by ci to było bez tego zagona, bez tej świętej ziemi, co?
Nie do wyrobku i biedowania Pan Jezus cię stworzył, nie! A po com całe życie zabiegała? - La ciebie ino, Jaguś! A teraz ostanę kiej ten palec sama jedna!...
- A bo to chłopaki idą w świat? Ostają...
- Tyla mi z nich pociechy, co z wczorajszego dnia!- krzyknęła i rozpłakała się - a z pasierbami zgodę powinnaś trzymać! - dodała obcierając oczy.
- Józka dobra dziewczyna, Grzela jeszcze nierychło wróci z wojska... a...
- Kowali trza się strzec.
- Przecież oni się z Maciejem sielnie obserwują..
- Ma w tym kowal jakieś wyrachowanie, ma! Ale pilnowała go będę... Z Antkami najgorzej, bo się pogodzić nie chcą... i dobrodziej wczoraj zgodę chciał zrobić... nie przystali...
- A bo Maciej jest jak ten zły pies, żeby ich z chałupy wygnać! - wykrzyknęła namiętnie.
- Co ty, Jaguś, co ty? A dyć Antek najbarzej wygadywał na ciebie i grunt chciał odebrać, i pomstował a zarzekał przeciw tobie, że powtórzyć trudno.
- Antek przeciw mnie? Ocyganili was, ażeby im ozory paskudne poschnęły!...
- A czemuż to jego stronę trzymasz, co?... - zapytała groźnie.
- A bo wszystkie na niego! Ja nie jestem jak ten pies dziadowski, co za każdym idzie, byle mu ino chleba podrzucił! Dobrze widzę, że mu się krzywda dzieje...
- To może byś mu i zapis oddała... co?...
Ale Jagna już nie zdążyła rzec, bo łzy ciurkiem polały się z jej oczów, to ino buchnęła do komory, przywarła drzwi za sobą i długo buczała...
Nie przeszkadzała w tym Dominikowa, ino nowe strapienie wśliznęło się do jej serca... ale nie czas było
medytować, Ewka przyszła, chłopaki przeciągali się przed sienią, trzeba było wziąć się do porządków i przygotowań ostatnich...
Słońce wstało i dzień raźno potoczył się naprzód.
Przymrozek w nocy był niezgorszy, że kałuże po drogach i brzegi stawu ścięły się lodem, a na grudzi i co lżejsze bydlę utrzymać się nie mogło.
Ciepło się czyniło, pod płotami i w cieniach siwiało jeszcze, ale ze strzech skapywał zamróz lśniącymi paciorkami, a na mokradłach kurzyły opary kieby dymy. Powietrze było tak przejrzyste, że okólne pola widziały się jak na dłoni, a lasy się przysunęły, że i poniektóre drzewa mógł rozeznać...
Na niebie modrym i niskim ani jednej chmurki nie było.
Ale na pogodę nie szło, bo wrony tłukły się koło domów i piały koguty.
Niedzielny to był dzień i chociaż dzwony jeszcze nie przedzwaniały do kościoła,. a już we wsi wrzało kieby w ulu. Z pół wsi szykowało się na wesele Borynowe z Jagną.
Między chałupami, przez oszroniałe sady biegały dziewczyny z pękami wstążek, a wełniakami i stroikami różnymi...
W chałupach był niemały rwetes przygotowań, przymierzań a przystrajań, że z gęsto powywieranych okien i drzwi buchały radosne głosy abo już te piosenki weselne.
A i w chałupie Dominikowej uczynił się gwałt i zamieszanie, jak to zwyczajnie w dzień taki!
Dom był świeżo obielony, choć nieco oblazł z wapna na wilgoci, a widniał już z daleka, bo i umajony był
jak na Świątki. Chłopaki jeszcze wczoraj nawtykali świerczyny w strzechę, to w szpary ścian, gdzie się ino dało, a całe opłotki od drogi do sieni wysypali jedliną - pachniało jak w borze na zwiesnę.
A i wewnątrz wyporządzone było galanto.
|