- O rety! - wykrzyknął nie na żarty zmartwiony Lehesu. - Czy to znaczy, że dopuściłem
się czegoś nieetycznego? Jeżeli tak, zaraz przestanę...
Lando natychmiast wyprostował się na fotelu i wyciągnął rękę z cygarem. Skierował je
ku ekranowi, zupełnie jakby mierzył z pistoletu.
- Niczego takiego nie zrobisz! Nie możesz uczynić niczego nieetycznego, jeżeli masz do
czynienia z takimi łajdakami. Z filozoficznego punktu widzenia to po prostu niemożliwe!
To ja przygotowuję się, żeby zginąć bohaterską śmiercią, a ty, jakby od niechcenia,
oświadczasz, że jednak mamy szansę przeżyć! Na Jądro! Vuffi Raa, stary korkociągu,
otwórzmy butelkę czegoś dobrego i... JAUĆ!
Ujrzawszy, że z jego palców strzelają błękitnawe płomyki, hazardzista zerwał się z fotela
i wymachując rękami w powietrzu, zaczął biegać po świetlicy. Nie wahając się ani chwili,
Vuffi Raa wyprostował mackę w taki sposób, że krzyczący Lando rozciągnął się na
płytach pokładu. Android zerwał jakąś wiszącą na ścianie świetlicy zapomnianą kurtkę,
po czym narzucił ją na dłonie swojego właściciela i przytrzymał, by uniemożliwić dopływ
powietrza. Płomienie zgasły.
- Co się stało? - napłynął zaniepokojony głos z wnętrza monitora. - Czy jesteś cały i
zdrowy?
- Za chwilę będę, tylko nauczę się, żeby nie igrać z ogniem - odparł Lando, siadając
86
@
Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka
na płytach pokładu. Skrzywił się, gdy Vuffi Raa odwijał kurtkę. Stwierdził jednak, że
dłonie, chociaż zaczerwienione, nie zostały poparzone. Android wyszedł ze świetlicy,
ale po chwili wrócił, niosąc pojemnik z płynną plaskórą. Pokrył obie dłonie hazardzisty
cienką warstwą, a potem zaczekali, aż wyschnie i przemieni się w elastyczną błyszczącą
powłokę.
Zadowolony Calrissian kilka razy zgiął i rozprostował palce.
- Niewiele brakowało, stara przeciwpożarowa gaśnico - westchnął. - Gdyby nie twoja
przytomność umysłu, musiałbym rozglądać się za innym zawodem. A gdyby nie ten
płyn...
Widząc, że palce są zupełnie suche, sięgnął po pojemnik z plaskórą. Uniósł go do
oczu, zmarszczył brwi i jakiś czas mu się przyglądał. Później pomógł Vuffiemu Raa
sprzątnąć bałagan, jakiego narobił w świetlicy, czyszcząc paralizator, ale nie przestał
wyjaśniać młodemu Oswaftowi, co się stało. Ton jego głosu wskazywał jednak, że robi
to machinalnie, jakby myślał o czymś zupełnie innym. Mały robot znał swojego pana na
tyle dobrze, aby wiedzieć, że w głowie Calrissiana rodzi się jakiś nowy pomysł.
Kiedy sprzątanie świetlicy dobiegło końca, uparty hazardzista udał się w przeciwległy
kąt, dokąd poszybowało odrzucone cygaro. Podniósł je i zapalił na nowo, po czym
opadł na wygodny fotel i przez pełną godzinę siedział, nie odzywając się ani słowem.
W tym czasie Vuffi Raa rozegrał z Lehesu kilka partii sabaka - rzecz jasna, korzystając
- jak poprzednio - z pomocy pokładowego komunikatora „Sokoła”. Dobrze wiedział, że
w takich sytuacjach Lando nie lubił, by mu przeszkadzano. Mały android nie potrafił
wymyślić niczego nowego i podobnie jak jego właściciel pogodził się z bliską śmiercią-
pod warunkiem, że przy okazji zginie również jak najwięcej nieprzyjaciół.
Dziwna rzecz, te akty przemocy - pomyślał, obserwując, jak komputer zmienia walor
“jego” karty- płytki z Dowódcy szabel na asa manierek. Pragnąc uchonić Landa
Calrissiana przed bolesnym poparzeniem, dopuścił się względem niego właśnie takiego
aktu. Mimo to oprogramowanie nie zaprotestowało - a przynajmniej nie wysłało sygnału,
który musiałby uznać za wyrzuty sumienia. A jednak, gdyby jego właścicielowi usiłowała
wyrządzić krzywdę jakaś obca istota, nie mógłby uczynić nic, by jej w tym przeszkodzić.
Mały robot doszedł do przekonania, że z pewnością kryła się w tym jakaś tajemnica.
Możliwe także, że jego oprogramowanie zawierało jakieś błędy.
Tak czy owak, zaczynał się tym coraz bardziej niepokoić.
- „Wennis” jest gwiezdnym okrętem, Lehesu, podobnie jak „Sokół” — odezwał się godzinę
później Lando. Zerknął na talerz z parującym jedzeniem, przyrządzonym przez jeden z
pokładowych automatów.
- To samo powiedział mi Vuffi Raa - napłynęła odpowiedź z głośnika monitora. - Muszę
|